LPAG

LPAG

niedziela, 5 lipca 2015

~ ROZDZIAŁ XII ~

Rodzicielka zaprowadziła mnie przez przestronny korytarz do wielkich szklanych drzwi wychodzących na sporych rozmiarów ogród. Wyszliśmy na zewnątrz i spokojnym krokiem udaliśmy się – przez mini labirynt - do altanki. Mama przysiadła na ławeczce, ja natomiast na murku tuż przy niewielkiej fontannie. Skierowałem wzrok na ziemię, zastanawiając się nad świeżo dostarczonymi informacjami do mózgu. Miałem przedziwne wrażenie, że poniekąd jest to tylko głupi sen, lecz efekt psuła bliskość matki. Nigdy wcześniej tyle czasu nie spędzaliśmy w swoim towarzystwie. Ostatni raz był może kiedy się urodziłem? Sam nie wiem.
- Joonmyeon, skarbie. Powiedz coś. - Odezwała się kobieta, co chwila poprawiając spódnicę.
Zacisnąłem wargi w wąską linię, kręcąc jednocześnie głową i zdając sobie sprawę, że tak naprawdę nie wiedziałem co powiedzieć, o co spytać. Miałem tysiące myśli, pomysłów, planów, scenariuszy, ale teraz? Wszystko wyparowało.
- Kochanie, wiem, że jesteś na mnie zły i rozumiem, ale nie mogłam ci niczego powiedzieć. Choćbym chciała to nie mogłam. Planowałam kilkakrotnie zacząć temat, ale nie potrafiłam. Musiałam cię chronić, musiałam zapewnić ci bezpieczeństwo. Gdy tylko się dowiedziałam, że w szkole nastąpił wybuch, od razu chciałam pędzić i sprawdzić co z tobą, lecz musiałam załatwiać sprawy w królestwie Saguenay.
Zatkałem sobie uszy, chcąc na chwilę przestać słyszeć jej słowa. Potrzebowałem chwili, jednej maleńkiej chwili, by przyswoić wszystko, a przynajmniej spróbować.
- Mogłabyś na chwilę zamilknąć? Wkurza mnie twój głos. - Powiedziałem ostrzej niż się spodziewałem.
Obserwowałem jak kobieta prostuje się i spogląda na mnie zszokowana, po czym na jej twarzy pojawia się cień uśmiechu. I znów się odzywa.
- Jesteś taki podobny do ojca.
Drgnąłem, gdy wypowiedziała ostatnie słowo.
- Nie mam ojca.
- Kto ci to powiedział? - Spytała rodzicielka, nieco marszcząc czoło.
- Ty.
- Kochanie. Nigdy nie mówiłam, że nie masz. Po prostu o nim nie wspominałam.
- Więc co się u licha z nim stało!? Czemu mnie nigdy nie odwiedził, nie pokazał się, nie dał znaku życia? Pokłóciliście się i przez to nie chce mnie znać? Może pokrzyżowałem jego plany rodząc się?! - Nawet nie wiem kiedy wstałem i zacząłem chodzić w tę i z powrotem. Po chwili poczułem uścisk ciepłych dłoni na moich ramionach, co sprawiło, że stanąłem w miejscu z głową spuszczoną w dół.
- Joonmyeon, spójrz na mnie.
Patrzyłem na odstęp między jej butami a swoimi.
- Spójrz na mnie.
Powoli uniosłem głową, spoglądając rodzicielce w oczy.
- Obiecuję ci, że wszystko opowiem, ale nie tutaj. Za dwa dni Sangwook dokończy opowieść, więc i ja również opowiem o twoim ojcu. Lepiej rozmawiać w czterech ścianach, nigdy nie wiesz kto podsłuchuje. Proszę cię. Wytrzymaj do tego czasu i nie próbuj dowiadywać się niczego na własną rękę. To dla twojego bezpieczeństwa. Opowiemy ci wszystko ze szczegółami. Po prostu wytrzymaj, proszę. Obiecaj mi, że nie będziesz myszkować. - Chwyciła mój podbródek między przegub kciuka, a palca wskazującego, twardo patrząc mi w oczy.
Zagryzłem wargę, czując, że z nie wiadomo jakiego powodu zaraz się rozkleję. Może była to skrywana tęsknota za matką, wieści, że jednak mam ojca, który gdzieś tam sobie żyje czy po prostu uczucie pogubienia się w tym wszystkim.
- Obiecuję.
Rodzicielka usłyszawszy upragnione słowo natychmiast porwała mnie w objęcia. Przytuliła z całych swych sił, zaczynając jednocześnie głaskać po karku i głowie jakbym był kilkuletnim chłopcem. Niewiele myśląc, objąłem ostrożnie mamę i wtuliłem się w nią, chcąc pokazać jak bardzo tęskniłam za nią i za jej bliskością.

- Mamo. - Spojrzałem na kobietę wędrującą obok i ścisnąłem lekko jej dłoń.
Przechadzaliśmy się przez mini labirynt, zmierzając w kierunku wyjścia z altanki, by udać się z powrotem do wnętrza rezydencji. Kobieta chciała mi coś koniecznie pokazać, uprzedziwszy wcześniej, by nic nie mówić. Prawdopodobnie dla własnego syna łamała jedną z zasad milczenia.
- Słucham?
- Wiem, że mam czekać do następnego zebrania na dalsze wyjaśnienia, ale mogłabyś mi chociaż co nieco opowiedzieć o... tacie? Cokolwiek. Czy mnie widział jak byłem mały albo chociaż był przy tobie, gdy mnie rodziłaś? Tylko tyle chciałbym wiedzieć na tę chwilę. - Wyszeptałem cicho, wpatrując się w zadbaną roślinność wokół.
- Kochanie, wiem jak bardzo chcesz się wszystkiego dowiedzieć, wręcz widać twą upartość, by dowiedzieć się tego, co cię trapi, ale wytrzymaj jeszcze chwilę. - Poczułem jej ciepły oddech tuż przy uchu. Wyglądało na to, że boi się cokolwiek wspomnieć o swoim mężu, gdy przebywa na świeżym powietrzu.
Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu. Kusiło mnie, by zasypać ją lawiną pytań, ale starałem się powstrzymać. Zamiast tego skupiłem swoją uwagę na dokładniejszym oglądaniu otoczenia. Posiadłość zajmowała ponad hektar ziemi jak nie więcej, zakończona wysokimi murami z białej cegły i szpiczastymi wykończeniami, jakoby obcy mieli wybić sobie z głowy próbę wtargnięcia na parcelę. Na wprost tylnego wyjścia do ogrodu znajdowała się altanka porośnięta bluszczem, otoczona mini labiryntem stworzonym z krzewów i drogą usłaną gdzieniegdzie drobnymi płatkami kwiatów. W najbliższym otoczeniu poza tym nic się nie znajdowało. Głównie trawa, droga wysypana żwirem i widoczne w oddali krzewy mające nie więcej niż pięć metrów wysokości.
Rodzicielka zaprowadziła mnie na samą górę rezydencji. Staliśmy w korytarzu, tuż przy samych schodach, w którym były jedynie cztery drzwi. Na wprost schodów znajdowało się olbrzymie okno wychodzące na ogród i dalszą część parceli.
- Za nami, po lewej stronie jest toaleta, a po prawej dodatkowa garderoba. Po mojej lewej stronie jest moja sypialnia, po twojej prawej – twoja. - Wyjaśniła kobieta i pociągnęła mnie do swojej sypialni, szybko wchodząc i od razu zamykając drzwi na zamek. Wskazała dwa fotele, dając jednocześnie znak bym usiadł.
Pokój był średniej wielkości, przestronny i jasny. Ściany pokrywała zielonkawa tapeta, a podłogę beżowa wykładzina. Praktycznie wszystkie meble były tego koloru co wykładzina, a obicia foteli czy też pościel łóżka tapety. Jedynym dodatkiem do tych ostatnich były delikatne wzory tworzące jakieś nic nie znaczące łączenia. Jisun miała swoją własną małą biblioteczkę. Mogłem dostrzec idealnie ułożone książki, a raczej księgi w dobrym stanie, ułożone alfabetycznie, bądź rokiem wydania. Przed biblioteczką stało biurko z laptopem i krzesło. Po obu stronach łóżka nad etażerkami znajdowały się okna osłonięte tkaniną wyglądającą na koc, który szyją babcie dla swoich dzieci czy wnucząt. Mimo że wyglądały na ciężkie i mało przeźroczyste, dostarczały sporo światła do wnętrza pokoju. Prócz tego na niektórych meblach stały kolorowe świeczki w słoiczkach, jakoby właśnie one były źródłem jasności, a nie prąd znajdujący się w lampach. Jak na kobietę dbającą o siebie i uwielbiającą różne babskie kosmetyki nie mogło zabraknąć toaletki, a nad nią wielkiego lustra ozdobionego jakimiś karteczkami.
Zdziwił mnie fakt, że pokój wyglądał na zamieszkany od dłuższego czasu, a wkurzyło to, że matka wolała spędzać czas tutaj, a nie w domu, ze mną. Zmarszczyłem brwi, ale również się uśmiechnąłem. Czemu? Nie wiem. Może to ten w miarę radosny wystrój.
Usadowiłem się wygodniej i obserwowałem jak kobieta podchodzi do biurka, zdejmuje coś z szyi, po czym otwiera tym szufladę i wyjmuje ramkę. Następnie podchodzi z powrotem do mnie, podając mi przedmiot i przysiadając na drugim fotelu obok.
Spojrzałem na owy przedmiot i ujrzałem zdjęcie, na którym widniały trzy osoby. Od razu rozpoznałem mamę, siebie jako niemowlaka i... tatę. Jak mogłem się zorientować zdjęcie zostało zrobione tuż po moich narodzinach. Mama ubrana w szpitalną piżamę, przykryta kołdrą i trzymająca małego mnie w ramionach. Tuż przy niej siedzący tata, obejmujący żonę i przytrzymujący moją główkę. Oboje uśmiechnięci, wpatrzeni we mnie z miłością.
- Poród trwał dziewięć godzin. Urodziłam cię bez żadnych problemów i powikłań. Twój ojciec trzymał mnie za rękę, ocierał pot z czoła, wspierał i parł razem ze mną. - Roześmiała się kobieta, podkurczając pod siebie nogi i spoglądając na zdjęcie, wspominając. - Przeciął pępowinę z wielką dumą. Nim jeszcze pielęgniarka zdążyła cię wymyć i ubrać, twój ojciec chciał już cię wziąć na ręce i przyglądać się. Cieszył się jak małe dziecko. - Roześmiała się ponownie, a łza spłynęła jej po policzku. - Pierwszy miał cię na rękach, mówił do ciebie, próbował rozbawić mimo że nic jeszcze nie rozumiałeś. Zacząłeś płakać. Próbował cię uspokoić, spanikował, że zrobił coś źle, ale wciąż dzielnie trzymał, starając się na wszelkie sposoby cię uspokoić. Okazało się, że byłeś głodny. - Zachichotała. - W końcu mogłam cię wziąć w swe ramiona. Byłeś taki maleńki, taka kruszynka... Nie sądziłam, że to możliwe, ale pokochałam cię jeszcze bardziej. Zacząłeś poruszać wargami jak rybka. Dawałeś znak, że byłeś głodny, potem zaczynałeś płakać. Po pierwszym posiłku zrobiliśmy zdjęcie. Na pamiątkę. Twój ojciec ma dokładnie takie samo zdjęcie u siebie... Tylko przez jeden dzień był przy tobie, nie odstępował na krok. Pozwoliłam mu się tobą zająć. Widziałam jaką miłością wielką cię darzył. Wiedział, co się stanie następnego dnia, dlatego chciał, a raczej pragnął się nacieszyć tym, co mógł robić w danej chwili. Tylko na karmienie wracałeś do mnie. - Roześmiała się któryś raz z kolei i wyciągnęła dłoń w moim kierunku, wskazując na lewą dłoń, środkowy palec. - Jeśli zdążyłeś zauważyć na zdjęciu ma on na tym samym palcu co ja pierścień. Ledwo widoczny, ale to i dobrze. Pierścień należał do niego. To sygnet jego rodziny. Przechodził z pokolenia na pokolenie.
Przyjrzałem się uważniej zdjęciu i faktycznie ujrzałem złoty pierścień z umieszczonym pośrodku grafitowym kamieniem.
- Dlaczego masz pierścień należący do niego? Znaczy rozumiem, że jesteś jego żoną, ale... no... - Nie potrafiłem się wysłowić, mimo że wiedziałem, co mam na myśli.
- Wiedział co się stanie równo z północą. Nie chciał tracić ani ze mną kontaktu ani tym bardziej z tobą. Twój ojciec przekazał mi swój pierścień nie tylko po to bym przekazała go później tobie, gdy nadejdzie odpowiedni czas, ale także po to by w tajemnicy zachować nasze małżeństwo.
- Chwila moment. Nie rozumiem czegoś. Co się stało następnego dnia? - Spojrzałem na matkę i o mało co nie zasłabłem, gdy odpowiedziała.
- Wyrzekł się nas.

niedziela, 12 kwietnia 2015

~ ROZDZIAŁ XI ~

- Suho! Zatrzymaj się! - Wrzasnął za mną Kris, na co jeszcze tylko przyśpieszyłem. - Cholera jasna, uważaj!
Nie zauważyłem na co wbiegłem i przez chwilę nie zrozumiałem o co mu chodzi. Dopiero lądując na dupie, załapałem. Cały tułów miałem upaprany jakąś dziwną mazią... o ile można to coś nazwać mazią. Podniosłem rękę i obejrzałem ją dokładnie. Fuuuj..., jęknąłem w duchu i spróbowałem wstać, co poskutkowało kolejną glebą. Rozejrzałem się zrozpaczony i spostrzegłem zniknięcie jasnowłosego. 
- Co do cho... - Z chwilą gdy się odezwałem, ni stąd ni zowąd pojawił się przede mną gigantyczny czarny kruk, kracząc i atakując szponami. JA PIERDOLE, CO TO JEST?! - Spojrzałem spanikowany na owe zwierze.
Drugą rzeczą, która pojawiła się nie wiadomo skąd było zjawienie się jakichś dwóch zamaskowanych osób. Chwyciły mnie pod ręce i wtoczyły do czarnej furgonetki. Nie byłem w stanie się odezwać. Zasiadły na przednich miejscach i wywiozły w nieznane. Nie mam pojęcia ile czasu minęło, ale musiałem przysnąć, bowiem szarpnęło moim ciałem przy hamowaniu. Otworzyłem niemrawo oczy, lecz chwilę później je zamknąłem. Nagłe otwarcie drzwi furgonetki oraz ostry błysk światła zmusiły mnie bym zamknął oczy z powrotem. Dwaj mężczyźni (stwierdziłem to po przytłumionych głosach, które oddzielały bagażnik od kabiny kierowców) wywlekli mnie z samochodu, zaciągając do środka gmachu przypominającego XX-wieczny pałac. Bez zbędnego gadania, wyjaśniania i oprowadzania zabrali mnie na piętro, gdzie wepchnęli do łazienki.
- Umyj się porządnie, ciuchy masz na pralce. Jak skończysz zapukaj trzy razy w drzwi. - Powiedział jeden z mężczyzn, zamykając drzwi.
- Am, ok. - Tylko tyle byłem w stanie powiedzieć. Rozejrzałem się po przestronnej łazience wciąż będąc w szoku. Całe to zdarzenie, sytuacja, która miała miejsce nie mieściła mi się w głowie. Zaczynałem żałować, że podsłuchiwałem. Podszedłem do lustra i aż się siebie przestraszyłem. Cały byłem umorusany ziemią, błotem, mazią i... krwią? Rozebrałem się szybko i zacząłem szukać miejsca skaleczenia, lecz nic takiego nie znalazłem. Nie czekając dłużej, niepewnie wszedłem pod prysznic i odkręciłem kurek z gorącą wodą. Od razu poczułem się lepiej.
Uwinąłem się w ciągu niecałych piętnastu minut. Z czegokolwiek była ta maź, nie łatwo było ją zmyć. Była niczym skóra spider-mana. Trzymało się cholerstwo i nie zamierzało puścić. Na szczęście na półeczce leżał pumex, jakby ktoś przewidział co się może stać.
Włożyłem czyste ciuchy, które stanowczo nie należały do mnie i zapukałem trzy razy w drzwi. Te uchyliły się i zostałem poprowadzony do prowizorycznego salonu.
Na środku owego „salonu” stał okrągły mahoniowy stół przy którym stało z co najmniej dwadzieścia krzeseł. Przy trzech najbardziej wyróżniających się spośród „tłumu”, siedział mężczyzna i dwie kobiety. Od razu poznałem swą babcię. Zajmowała miejsce po prawej stronie mężczyzny, natomiast druga z kobiet siedziała po lewej. Wydawała się znajoma na tyle, bym mógł się dobrą chwilę zastanawiać kim jest. Dopiero, gdy zsunęła kaptur zorientowałem się kto to. Z wrażenia o mało co nie upadłem. Nie wiem czy byłem w większym szoku, bo wiedziałem skąd ją znam czy, że nie zauważyłem wcześniej jej dziwnego zachowania.
Mężczyźni, którzy mnie przyprowadzili, skłonili się, zdjęli maski i znów ponownie o mało co nie upadłem. Toż to byli jeszcze chłopcy! Obaj wyglądali na góra szesnaście lat. Jęknąłem w duchu, zastanawiając się o co tu chodzi. Zgubiłem się kompletnie, ale nie dane mi było dłużej rozmyślać, bowiem jeden z chłopców położył mi rękę na karku i dając nacisk na niego. Odruchowo się wyprostowałem, patrząc na nich nie rozumiejąc.
- Pokłoń się. - Syknął drugi, na co parsknąłem śmiechem.
- Nie będę się nikomu kłaniać. Niby z jakiej racji? Może byście mi wyjaśnili o co tu chodzi? Mam już dość tych wszystkich tajemnic, kłamstw, spojrzeń. Wiem, że coś tu nie gra. Poza tym, łatwo się domyślić, że jesteście w jakiejś organizacji. W końcu to XXI wiek, w takich czasach to żadna nowość! Nie rozumiem tylko dlaczego ja jestem w to zamieszany i czemu to ktoś uwziął się na mnie? - To była ta chwila. Miałem już dość ciągłego traktowania mnie jak kilkuletnie dziecko. Musiałem... Nie, chciałem znać prawdę. - I co TY tu robisz? - Spojrzałem na kobietę siedzącą po lewej stronie mężczyzny totalnie się gubiąc.
- Joonmyeonnie, rozumiem, że jesteś zdezorientowany, ale to nie jest czas na kłótnie i dociekliwość. - Odezwała się kobieta uspokajającym głosem.
- Nie zgodzę się z Tobą Jisun. To właśnie jest TEN czas. Skoro TO już się stało, skoro tyle już zobaczył i wciąż żyje. Dobrze, że spotkania zawsze kończyły się tylko na traceniu przytomności. - Odezwał się dotąd milczący mężczyzna. Jego głos był spokojny, donośny, a jednocześnie można było poczuć jak wibruje w całym pomieszczeniu, docierając do wnętrza umysłu człowieka. Wskazał na puste krzesło stojące naprzeciw starszyzny. - Usiądź. Elisabeth, przygotuj herbatę, leki i lekki posiłek.
- Nie będę brał niczego, co ma pomóc mi zapomnieć...
- Spokojnie. To leki uśmierzające ból po wywrotkach. - Machnął ręką, po czym ciocia zniknęła tak szybko jak się pojawiła. - Wy dwaj... - Zwrócił się do dwóch chłopców. - Dziękuję za przyprowadzenie Joonmyeona, teraz idźcie pilnować drzwi. Nikt nie może tu wejść, jasne? - Obaj chłopcy skinęli głowami, założyli maski i zmyli się czym prędzej, słuchając rozkazu. - A Ty... - Wskazał na mnie, gdy tylko się usadowiłem. - Słuchaj, nie przerywaj. Dowiesz się w tym momencie tyle, ile uznamy za stosowne. Nie domagaj się chęci dowiedzenia się czegoś więcej. Gdy stąd wyjdziesz masz zakaz mówienia co tu się odbyło komukolwiek. Możesz zadać pytania jedynie rodzinie, nikomu więcej, zrozumiano?
- Tak.
- Opowiedzenie tego wcale nie jest takie proste jak może się wydawać, ale spróbujmy. - W tym czasie, kiedy mężczyzna porozumiewał się z kobietami, wróciła Elisabeth, stawiając przede mną talerz z posiłkiem. Podziękowałem jej uśmiechem i wziąłem leki, jednocześnie wsłuchując się w to, co ma do powiedzenia mężczyzna. - Nazywam się Shin Sangwook. Jestem najstarszym kapłanem Rady mającej na celu dobro świata ludzi, granicy i królestwa Saguenay. Od lat staramy się, by między tymi światami panował pokój, a stwory i zjawy nie przekraczały granicy. Niestety, od jakiegoś czasu coraz więcej ich na ulicach. Wciąż nie ustaliliśmy pod jakim względem otwierają się portale, które je przepuszczają. Przeważnie był tylko jeden, który pojawiał się i znikał tylko na wezwanie króla Saguena oraz Rady. Oczywiście nie same zjawy i bestie żyją w owym królestwie. Są także elfy, fauny, centaury, minotaury, pół-ludzie, hybrydy, chimery i inne różne stworzenia, o których świat słyszał, ale nie widział. - Zamilkł na moment, by wskazać po chwili na babcię. - Hajin jest najstarszą, tuż po mnie i najwyższą kapłanką, szamanką oraz uzdrowicielką razem z twoją ciocią Elisabeth. Jest twoją opiekunką, babcią jednocześnie. Sprawuje nad Tobą pieczę, wtedy kiedy twoja mama nie może. - Przy wspomnieniu drugiej kobiety, wskazał na osobę siedzącą po swojej lewej stronie. - Jisun jest pośredniczką między światami. Więcej czasu spędza w królestwie Saguenay niż we własnym domu, bowiem tam, jest strażniczką granicy.
- To dlatego nie można jej w pracy przeszkadzać... Myślałem, że jest prawniczką, że ma sporo spraw na głowie, a ona... - Spojrzałem na mamę z żalem, po czym odwróciłem wzrok na jakiś punkt za całą tą Radą.
- Joonmyeon, wiem, że jesteś zawiedziony, ale prawem również się zajmuje. Przecież nie pójdzie do swojego szefa i nie powie mu, że musi porzucić pracę na rzecz świata, który według Ziemian nie istnieje, a ona tak naprawdę jest strażniczką i chroni świat ludzi przed złem. Musi przecież z czegoś utrzymywać dom, rodzinę. Musi chronić Ciebie. Bardzo się zmartwiła, gdy się dowiedziała o tym co się w szkole stało. Główne źródło bezpieczeństwa, schron, który był zabezpieczony zaklęciami, padł.
- Brzmi niczym historia, kiedy to niezaproszony wampir nie może wejść do czyjegoś domu. - Parsknąłem pod nosem bardziej do siebie, lecz mężczyzna miał wyczulony słuch i uśmiechnął się, potakując głową.
- Wiem, że brzmi to komicznie, ale idealnie odzwierciedla sytuację. Szkoła była chroniona w szczególności przed daimonami.
- Daimonami? Przecież daimona ma się w sobie, jest to coś w rodzaju posiadania drugiej twarzy...
- Dokładnie tak, to jest to o czym mówisz z tym, że to nowy rodzaj daimonów. Osobę ogarnia złość, wściekłość, nieprzyjemne myśli, coś co sprawia, że mózg zaczyna się wyniszczać, rozkruszać. Osoba przeobraża się w monstrum, parokrotnie większe, silniejsze, straszniejsze. Wiemy, że miałeś już z czymś takim styczność, pamiętasz jak wyglądało?

To było coś a’la yeti z tym, że dwa, a może nawet trzy razy większe, bardziej umięśnione, futro gęste, przechodzące z ciemnego brązu na czerń, oczy jarzące się czerwienią, długie kły jak u wampira, z tym, że na dolnej szczęce.

- Pamiętasz co robiło?

Stało przede mną w całej swej okazałości, szczerząc kły i wpatrując się czerwonymi oczami w moje. Sapało i dyszało, lecz nic nie mówiło.

- Jak się porozumiewało?

Nie używało słów do porozumiewania się, zamiast tego wysyłało do mózgu dziwne dźwięki. Brzmiało jakby ktoś przejeżdżał pazurami po tablicy.

- Jak oznajmiało swoje przybycie?

...ręce całkowicie ubabrane krwią i brodzik nią wypełniony...

- Czy ktoś Cię informował jaki byłeś po spotkaniu?

Był jak marionetka… Uszkodzona marionetka…

- Daimony bardzo często mają zwierzęcych pomocników. Myślisz, że ma zwierzę domowe, a tak naprawdę to wyszkolony zabójca. Czy pamiętasz, by miał jakieś zwierze, które dziwnie się zachowywało?

Natknąłem się na Dethana, psa Chena, wygiętego w dziwnej pozie na posłaniu. (…) do nozdrzy dobiegł odór rozkładającego się ciała i metaliczny zapach krwi.

- Przepraszam, ale nic nie pamiętam. - Spojrzałem mężczyźnie twardo w oczy, chcąc pokazać, iż mówię prawdę. Ten jedynie pokiwał głową.
- To prawda. Na prośbę Hajin podałam mu lekarstwo zapomnienia. - Odezwała się dotąd milcząca Elisabeth. - Nie ma szans, by cokolwiek z tego zapamiętał.
- Nie chcę zapeszać, ale nie wiem czy pamiętacie, że lek był niedoskonały. Miejmy nadzieję, że Joonmyeon nic sobie nie przypomni, a nawet jeśli chłopcze... - Wskazał na mnie długim palcem. - Masz niezwłocznie nas o tym poinformować, zrozumiano?
- Jasna sprawa.
- W takim razie przejdźmy dalej... - Sangwook skinął niespodziewanie głową, co sprawiło, iż obróciłem się w tył. Otworzyłem szerzej oczy widząc Krisa w towarzystwie Jongina oraz Victorii? Co ona u diabła tu robiła?, pomyślałem i już chciałem coś powiedzieć, lecz zostałem uciszony przez gest cioci Elisabeth.
- Zadaniem Victorii była dodatkowa ochrona Ciebie, dlatego miałeś co miesięczne badania. Sprawdzaliśmy czy przypadkiem nie podano Ci jakiegoś środka odurzającego, bądź nie miałeś skaleczenia i styczności z inną krwią. - Wyszeptała cicho kobieta i dała znak, by zamilknąć.
- Dokończymy za dwa dni. Do tego czasu, Joonmyeon, zostajesz tutaj. Spędź czas z mamą, ale o nic cięższego jej nie wypytuj. Tę historię musi głowa Rady dokończyć. Wytrzymaj proszę do tego czasu i nie pakuj się w kłopoty. Przemyśl sobie na spokojnie, daj znać jeśli coś sobie przypomnisz, a o resztę zapytasz na następnym zebraniu. - Skinął w moją stronę, po czym nie czekając na nic więcej ani się nie żegnając wstał i wyszedł tylnymi drzwiami z salonu. Za nim poszła babcia i trójka, która przybyła. Kris nawet jednym spojrzeniem mnie nie zaszczycił... Jakby mnie tu w ogóle nie było, pomyślałem i skupiłem wzrok na mamie, która wstała i się zbliżyła.
- Chodź, oprowadzę Cię. - Chwyciła mnie pod ramię z uśmiechem i pociągnęła w kierunku zwiedzania.

środa, 12 listopada 2014

~ ROZDZIAŁ 10 ~

Nawet nie wiem kiedy usnąłem, ale gdy tylko otworzyłem oczy, babci Kim nigdzie nie było. Rozciągnąłem się powoli, czując jak kości zaczynają strzelać i podniosłem się do pionu. Na stoliku obok sofy dostrzegłem dzban z lemoniadą, szklankę oraz malutką karteczkę, na której była informacja od staruszki, głosząca, iż udała się na zakupy i do biblioteki. Przetarłem oczy, nalewając sobie pół szklanki napoju i wypijając ją duszkiem. Zagryzłem dolną wargę, zamyślając się co mógłbym teraz począć. Staromodny zegar nad kominkiem wskazywał godzinę piątą po południu. Pierwsze co zrobiłem, to złożyłem koc w kostkę i powiesiłem go na oparciu kanapy. Drugą rzeczą było zabranie dzbanka oraz pustej szklanki do kuchni. Szklankę umyłem, a dzban z piciem schowałem do lodówki.
Szczerze mówiąc, robiłem to wszystko tylko po to, by choć przez chwilę nie myśleć o minionych wydarzeniach. Musiałem zająć się czymś większym, by chociaż dzisiejszy wieczór spędzić na czymś innym. Postanowiłem posprzątać pokój. To już coś. Skierowałem się do schowka pod schodami, by wyjąć mop, szczotkę, odkurzacz i inne niezbędne środki czystości. Zaniosłem wszystko na górę do swojego pokoju oraz łazienki. Zdjąłem z pościeli poszwy i wyrzuciłem je póki co na korytarz. Z łazienki uprzątnąłem wszystkie kosmetyki, śmieci i inne rzeczy, tak jak z pokoju to, co się dało wynieść. Odkurzyłem, zamiotłem, umyłem podłogi, wypolerowałem na błysk, okna również przeszły proces czyszczenia, kaloryfery, kabina prysznicowa, wszystkie półki, szafa z ubraniami, przestrzeń pod łóżkiem. Dosłownie wyczyściłem wszystkie kąty, w których mógł zalegać kurz, brud oraz inne ubóstwo. Zacząłem wszystko ustawiać na miejsce, trochę zmieniać, przestawiać, segregować, sprawdzać co jest przydatne, a co można oddać, czy wyrzucić.
Otarłem pot z czoła, patrząc na uporządkowany pokój. Ostatni raz taki porządek można było zobaczyć... W sumie to nigdy. Nie jestem jakimś fanem porządku, ale też nie brudu. Pamiętam doskonale jak prowadziłem wojny z mamą o to, by w moim pokoju choć raz na dwa tygodnie było czysto. Oj, to była istna masakra.
Westchnąłem cicho, sprzątając szczotki, mopy i wiadra, następnie udając się pod prysznic. Umyłem się dokładnie, ubrałem w czyste spodenki i koszulkę, by chwilę później wskoczyć pod pierzynę, odpływając w krainę snów.

Następnego dnia obudził mnie sygnał nadejścia wiadomości. Mruknąłem niewyraźnie w poduszkę i wyciągnąłem spod niej komórkę. Otworzyłem okienko i jęknąłem żałośnie.
Od: Nieznany numer
Let's play a Game.
- Serio Kris? Poważnie? - Zadałem sobie pytania na głos i przekręciłem się na plecy. Wiadomości tego typu już dawno przestały mnie dziwić, a zaczęły wręcz irytować. Odłożyłem telefon na miejsce i wyskoczyłem do łazienki, by się ogarnąć. Umyty i ubrany skierowałem się do kuchni, gdzie czekał na mnie talerz naleśników przykryty folią oraz karteczka głosząca powrót babci i ciotki dopiero wieczorem. Zjadłem posiłek w spokoju, zastanawiając się co ze sobą zrobić. Po dobrych paru minutach postanowiłem zobaczyć co ze szkołą. Nie byłem tam od czasu katastrofy, z nikim praktycznie się nie widziałem. Ciekawe czy wywieszono informację odnośnie wznowienia działalności placówki.

Dotarłem na miejsce godzinę później. Cały teren wciąż ogrodzony był taśmą policyjną. Obszedłem gmach, by spojrzeć na zgliszcza południowego skrzydła. Zamrugałem parokrotnie powiekami, sprawdzając kilkakrotnie, czy to, aby na pewno to samo miejsce. Przetarłem oczy, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę. Zapamiętałem gigantyczną wyrwę i spaloną część wokół niej. Teraz, patrząc w to samo miejsce, nic takiego nie było. Robotnicy odrestaurowali wszystko tak elegancko, żeby nie było widać, że doszło do jakiejkolwiek tragedii. Ale coś tu nie pasowało. Na logikę, normalnie po takiej eksplozji i po odbudowie byłoby widać niewielką różnicę w wyglądzie. Na przykład inny kolor muru, czy inne okna, prawda? Tutaj natomiast nie było widać żadnej niedoskonałości, czy też skazy. Jakby nigdy nic się nie wydarzyło.
Przeszedłem jeszcze parę kroków wzdłuż taśmy policyjnej, gdy do moich uszu dobiegł szmer szeptów. Starając się być jak najciszej, podszedłem do ogromnego drzewa stojącego tuż przed moim nosem i ostrożnie wychyliłem się zza niego. Moim oczom ukazały się ciemnie postaci zebrane w kręgu i –jak mi się wydawało – pochylające się nad czymś.
- To już piąta w tym tygodniu - Odezwał się kobiecy głos, brzmiąc dziwnie znajomo.
- Trzeba wzmocnić ochronę wokół chłopaka - Odezwał się inny, również kobiecy.
- Dodatkowo Joonmyeon zaczyna coś podejrzewać. Nie jestem pewna ile, ale na pewno wystarczająco, by móc coraz częściej zadawać pytania - Powiedział pierwszy głos, a słysząc swe imię wiedziałem już kto to był.
Z każdą kolejną chwilą rozpoznawałem następne znane mi głosy. W szok wpadłem dopiero, gdy usłyszałem głos Krisa. Co on tu..., pomyślałem i przesunąłem się tak niefartownie, iż wszystkie postacie zaczęły się rozglądać w poszukiwania miejsca dźwięku.
Wycofałem się ostrożnie, lecz znów trafiłem na coś chrupiącego. Spojrzałem w dół i o mało co nie zszedłem na zawał. Usłyszałem zbliżające się głosy, więc niewiele myśląc podjąłem się biegu. Pędziłem przed siebie, nie oglądając się w tył. Do moich uszu dobiegły ciężkie stąpnięcia. Ktoś pędził za mną, nie chcąc za wszelką cenę odpuścić.
- Suho! Zatrzymaj się! - Wrzasnął za mną Kris, na co tylko przyśpieszyłem. - Cholera jasna, uważaj!



wtorek, 25 marca 2014

~ ROZDZIAŁ 9 ~

Zbudziłem się późnym popołudniem, będąc wtulonym w ramię Jongdae. Przetarłem powieki i ziewnąłem cicho, powoli podnosząc się do siadu. Zamlaskałem i wstałem ostrożnie, by nie obudzić chłopaka. Przyjrzałem się jego spokojnej twarzy, co wywołało uśmiech na mojej buzi. Pochyliłem się i odgarnąłem pojedyncze kosmyki grzywki spadające niesfornie na jego czoło. Zaśmiałem się w duchu, będąc szczęśliwy, że mogę ujrzeć spokojne oblicze swojego najlepszego przyjaciela. Spojrzałem na zegarek i lekko się przeraziłem. Zebrałem ciuchy, wskoczyłem do łazienki, by wziąć szybki, orzeźwiający prysznic i jak najciszej opuściłem pokój Chena.
Schodząc na dół, natknąłem się na Dethana wygiętego w dziwnej pozie na posłaniu. Już chciałem go zostawić, będąc pewnym, że po prostu o czymś śni, kiedy z jego gardła wydobyło się dziwne warczenie. Zaintrygowany podszedłem bliżej, a do moich nozdrzy dobiegł odór rozkładającego się ciała i metaliczny zapach krwi. Skrzywiłem się, ale nie cofnąłem. Nachyliłem się nad posłaniem i momentalnie odskoczyłem, powstrzymując wymioty. Rozejrzałem się dookoła wystraszony i po prostu wybiegłem z domu chłopaka, jak najdalej. Zatrzymałem się dopiero przy parku. Wziąłem parę głębszych oddechów i przysiadłem na jednej z wolnych ławek. Co to do cholery było? Przecież takie coś… O boże… Muszę powiedzieć Chenowi… Albo lepiej nie, bo jeszcze za wariata mnie weźmie. Tylko tego do szczęścia mi trzeba… Żeby znajomi myśleli, że ich przyjaciel zbzikował. Co robić?
Złapałem się za głowę i poczochrałem sobie włosy, powoli się załamując.

***

Nie wiem ile czasu tak siedziałem, ale nie był to czas stracony. Układałem sobie w głowie puzzle do momentu, gdy w szkole pojawił się Kris. Od tamtej pory nic już nie było normalne. Czułem się jakbym był osobą psychicznie chorą lub ze schizofrenią.
- Tak, na pewno walnąłeś się o zagłówek podczas snu i teraz wymyślasz jakieś głupstwa. - Rzekłem na głos, sądząc, że jak to powiem, to uwierzę. Niestety, zamiast upragnionego spokoju, którego mój umysł wręcz łaknął, doszły tylko kolejne pytania. – Powinienem zapytać Krisa. Tak, powinienem. Jeśli potwierdzi moją teorię, że coś tu śmierdzi, w pewien sposób będę uratowany. Natomiast jeśli zaprzeczy… Żegnaj świecie. – Zaśmiałem się sfrustrowany swoim stanem psychicznym i udałem, że strzelam sobie w głowę.

***

- Babciu, widziałaś Krisa? – Zajrzałem do salonu, gdzie babcia Kim siedziała i szyła jakiś ciuszek na drutach. – Albo lepsze pytanie, gdzie jest ciocia?
- Elizabeth pojechała na co tygodniowe spotkanie seniorek niedaleko twojej szkoły, a Kris dostał pilny telefon, prawdopodobnie od opiekunów. – Odrzekła staruszka ze stoickim spokojem.
- Opiekunów? – Spojrzał na nią zaskoczony, na co kobieta cicho zacmokała.
- Nie wiem kto się nim zajmuje, więc użyłam określenia opiekunowie. Co z Tobą dziś nie tak? Jakiś taki spięty jesteś. – Odłożyła pracę na bok i poklepała miejsce obok siebie. – Chodź wnusiu, powiedz co się dzieje. Sprawy miłosne? Niewyjaśnione sprawy szkolne?
Spojrzałem to w jedną stronę, to w drugą i westchnąłem nim ruszyłem w kierunku babci. Usadowiłem się obok i wbiłem wzrok w radośnie tańczące płomyki ognia.
- Nic z tych rzeczy. Po prostu Mam natłok myśli i tysiące pytań, i… I… Ech, nawet nie potrafię się wypowiedzieć. –Załamałem ręce i potarłem sfrustrowany czoło.
- Hej, hej, spokojnie. Głęboki oddech, garść pewności siebie i powiedz, co Ci leży na serduszku. – Poczułem kojące ciepło na ramionach i po chwili wylądowałem w pozycji leżącej, z głową wspartą na kolanach staruszki. Znów mogłem poczuć się jak pięcioletnie dziecko, które coś zmajstrowało i szukało pocieszenia w ramionach ukochanej babci. Przykryła mnie kocem leżącym na oparciu i zaczęła głaskać po głowie jak za dawnych lat.
- Chyba wariuję babciu.

wtorek, 11 lutego 2014

~ ROZDZIAŁ 8 ~

Obudziłem się, czując tępy ból w skroniach. Jęknąłem cicho i przekręciłem się na prawy bok, chcąc w jakiś sposób pozbyć się nieprzyjemnego kłucia. Niestety, ból nie chciał tak łatwo minąć. Jęknąłem po raz drugi i powoli, uważając na kłucie, podniosłem się do siadu. Przetarłem oczy i rozejrzałem się po pomieszczeniu, a dostrzegając, że jestem w swoim pokoju, odetchnąłem z ulgą. To był sen? Czy ja śniłem? Chyba tak, bo przecież na świecie nie ma takich… rzeczy… W mojej głowie kłębiły się tego typu podobne myśli. Zsunąłem się powoli z łóżka, dotykając stopami miękkiego dywanu i spróbowałem się podnieść, co poskutkowało tym, że poleciałem do tyłu z powrotem na posłanie. Jęknąłem z bólu i uniosłem się ponownie do siadu. Co się dzieje? Dlaczego mojego nogi odmawiają posłuszeństwa? Skrzywiłem się i zacząłem potrząsać nogami, gdy drzwi do mojego pokoju się otworzyły, i do środka weszła babcia w towarzystwie Krisa i cioci Elizabeth.
Obserwowałem jak Kris sadza swoje cztery litery w jednym z czarnych, skórzanych foteli, na drugim zasiada babcia, a ciocia podchodzi do mnie z jakąś fiolką. Zmarszczyłem nos, podejrzewając, że będzie kazała mi to wypić. Och, jakże się nie myliłem.
- Nie chcę. – Odwróciłem głowę, zakładając ręce na klatkę piersiową, tym samym przypominając małe, rozkapryszone dziecko.
- Joonmyeon, to dla twojego dobra. Chcesz być chyba zdrowym, radosnym chłopczykiem, a nie chorowitym i smutnym, prawda? To jest lekarstwo, będziesz po nim spokojniejszy, źle na Ciebie nie wpłynie. Bądź grzecznym chłopcem i wypij albo przejdziemy do brutalniejszych czynów, a wiesz do czego jestem zdolna. – Patrzyłem jak nagle ze spokojnej staruszki, wyłania się oblicze wiedźmy. Może nie dosłownie, ale cokolwiek robiła, potrafiła mnie przestraszyć.
Przełknąłem powoli ślinę, zaciskając mocno wargi i oczy, wciąż nie chcąc poddać się bez walki. Usłyszałem ciche prychnięcie i po chwili poczułem jak materac za mną ugina się pod czyimś ciężarem, i ciepłe ręce chwytające mnie w pasie. Obejrzałem się wystraszony do tyłu i ujrzałem głupkowatą twarz blondyna.
- Co to ma znaczyć?! Puść mnie natychmiast! – Szarpnąłem się mocno, chcąc uciec przed dotykiem chłopaka.
- A nie mówiłam? – Patrzyłem na roześmianą buzię cioci, której twarz z powrotem przybrała niewinny wygląd drobnej staruszki, wokół oczu i ust pojawiły się delikatne zmarszczki, a drobne dłonie zacisnęły się na fiolce z miksturą.
Kobieta nie bawiąc się dłużej w kotka i myszkę, podeszła bliżej i chwyciła mój podbródek między przegub kciuka, a palca wskazującego. Zahaczyła pazurem o dolną wargę, w celu rozwarcia moich ust, lecz twardo trzymałem je zaciśnięte.
- Kris… - Usłyszałem cichy szept dobiegający z gardła ciotki i po chwili poczułem dużą dłoń Krisa, zaciskającą się na mojej szczęce. Ścisnął mocno, co spowodowało, że otworzyłem usta, a ciotka skorzystała z okazji i wlała mi płyn wprost do gardła. Blondyn przesunął rękę na usta, bym nic przypadkiem nie wypluł i czekał aż grzecznie przełknę. Zacisnąłem oczy – nie z powodu gorzkawego posmaku zostawionego przez lekarstwo, lecz przez to, że Kris oparł brodę na moim ramieniu i składał motyle pocałunki na moim karku.
Wzdrygnąłem się i stłumiłem jęknięcie. Kurde, Joonmyeon, ogarnij się. Jesteś twardym gościem, czemu jęczysz jak jakaś panienka w trakcie orgazmu? To tylko zwykły pocałunek, ogarnij się… Ogarnij…
- Dobrze. Teraz idź się umyj, bez pajacowania proszę tym razem, a potem zejdź na dół coś zjeść. Nie mogę pozwolić, by mój wnuczek chodził głodny, a tym bardziej twój organizm potrzebuje witamin i protein do prawidłowego funkcjonowania… Szczególnie, że było się „nieobecnym” przez cztery dni. – Babcia Kim westchnęła cicho i potarła czoło zmęczona.
- Będę mógł potem pojechać do Jongdae? Dawno go nie widziałem, a nie wiem jak się ma po tragedii… - Wyjąłem spod poduszki telefon i włączyłem go, co spowodowało małe zakłócenia. W ciągu nie całej minuty przyszło około stu powiadomień o nieodebranych połączeniach i nieprzeczytanych wiadomościach.
- Oczywiście kochanie, ale Kris pójdzie z Tobą. – Odparła babcia, wstając powoli z pomocą siostry i kierując się do wyjścia. – Tak samo twój kolega przypilnuje Cię pod prysznicem byś znów nie zemdlał.
- Słucham?! Nie ma mowy! Też jestem człowiekiem i należy mi się chwila prywatności!
- Oj daj spokój Myeonnie. Obaj jesteście chłopcami, macie te same narządy płciowe, więc co za różnica? To tak jakbyście brali razem prysznic w szkole po treningu. – Obserwowałem kobietę, która była podobno moją babcią, a czasami wcale się tak nie zachowywała. Wzruszyła ramionami, uśmiechając się delikatnie pod nosem i pociągnęła za ramię siostrę, która przystanęła na moment w drzwiach.
- Co do pilnowania pod prysznicem to także jestem za. Ale Kris go nie musi pilnować, gdy pójdzie spotkać się z Jongdae.
- Co ty mówisz Elizabeth? – Babcia spojrzała na nią zaskoczona i stała, oczekując odpowiedzi. – Przecież wiesz co się dzieje. Nie może sam sobie paradować po mieście…
- Hajin, proszę Cię. Przychodząc do was, spotkałam po drodze rodzinę Kim. Byli z synem, zatrzymałam ich, by spytać się, co Jongdae tu robi, bo przecież powinien być i odpoczywać w szpitalu. Okazało się, że jego życiu nic już nie zagraża, wszystkie potrzebne zabiegi, szczepienia i badania porobili i normalnie wypisali go po tygodniu. Ma jeszcze parę blizn i zadrapań, a tak to wygląda na zdrową rybę. – Roześmiała się na to stwierdzenie i poklepała siostrę po ramieniu.
- Cóż… dobrze… Ale pod prysznic idziesz ze swoim strażnikiem! I bez żadnych ale! – Mówiąc ostatnie słowa, chwyciła ciotkę pod ramię i wyszły obie z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Westchnąłem cicho i już chciałem otworzyć pierwszą wiadomość, gdy uświadomiłem sobie pewną, dość istotną rzecz…
- Dlaczego ty mnie jeszcze trzymasz?! – Obróciłem się do Krisa, który ni z tego, ni z owego, odsunął się do tyłu wystraszony. Wyglądał jakby się zdrzemnął trochę… Świadczyły o tym lekko widoczne cienie pod oczami.
- Bo mi tak wygodnie…
- Puść mnie… Chcę iść się umyć.
- Pamiętaj, że muszę Cię pilnować… - Zaśmiał się cicho, puszczając mnie i osuwając się w tył.
- Wyglądasz jakbyś raczej miał łóżka pilnować, a nie mnie… Nie to, że mi coś przeszkadza. – Wstałem szybko z posłania i spojrzałem na swoje ciało. – Em… Czemu mam na sobie jedynie spodnie od dresu? Coś się między nami wydarzyło?! Co żeś mi zrobił?! – Odskoczyłem wystraszony do tyłu, trafiając plecami na ścianę.
- Hm… Pomyślmy… - Ziewnął cicho i spojrzał na mnie spod pół przymkniętych powiek. – Najpierw wzięliśmy razem prysznic… gorący prysznic… później zemdlałeś na mój boski widok i byłeś całkiem goły… zaniosłem Cię do łóżka… zrobiliśmy fiku-miku i ubrałem Cię w spodnie, by kobiety nic nie podejrzewały…
- Że co przepraszam zrobiliśmy?! – Spojrzałem na niego jednocześnie wkurzony i wystraszony. Chwyciłem czyste ciuchy i uciekłem do łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi i rzucając ubrania na pralkę.
Westchnąłem ciężko, załatwiłem potrzeby fizjologiczne i wszedłem ostrożnie do brodzika, zamykając za sobą drzwi od kabiny i puszczając gorącą wodę. Chwyciłem w ręce szampon wiśniowy i wylałem sobie trochę płynu na głowę, zamykając wcześniej oczy. Stałem tam rozkoszując się ciepłem spływającym po ciele, zapachem świeżych wiśni i dziwnym spokojem, który zapanował w moim ciele. Umyłem dokładnie włosy i całe ciało, czując jakby było całe brudne. Brudne, bo Wu Fan Cię dotykał… Wzdrygnąłem się na głupią myśl, która zakwitła w mojej głowie i potrząsnąłem głową. Przypomniałem sobie o owym fiku-miku i powoli zsunąłem dłoń w kierunku pośladków, jakby starając się poczuć jakąś maź, ślad, gorąco lub cokolwiek podobnego. Z ulgą stwierdziłem, że nic takiego dziwnego tam nie ma, więc umyłem się do końca, zakręciłem wodę i wychodząc z kabiny, chwyciłem ręcznik, którym obwiązałem się w pasie. Chwyciłem drugi ręcznik i założyłem go na głowę, wycierając włosy do sucha. Skupiony na wysuszaniu, usłyszałem cichy śmiech z bliskiej odległości. Obejrzałem się i ujrzałem blondyna, który ledwo powstrzymywał się od śmiechu.
- S-Serio myślałeś, że się kochaliśmy? S-Serio? Boże, nie mogę uwierzyć, że to sprawdzałeś… - Złapał się za brzuch i nie wytrzymując, parsknął głupkowaty śmiechem.
Stałem przed nim półnagi, z mokrymi włosami, z których jeszcze spływała woda, z wielkimi czerwonymi rumieńcami na policzkach i ściśniętą dłonią w pięść.
- ZBOCZENIEC CHOLERNY! Wynoś się stąd! – Chwyciłem pierwszą rzecz, która leżała pod moją ręką – pudełko wacików – i cisnąłem nim w chłopaka.
Na moje nieszczęście, chłopak jakby przewidział mój ruch i uchylił się przed uderzeniem. Wciąż zanosząc się śmiechem, zbliżył się, aż dzieliło nas jedynie parę centymetrów. Spojrzał na mnie z góry, przez co musiałem zadrzeć głowę i jak gdyby nigdy nic, przycisnął mnie do ściany, wsuwając kolano między moje nogi. Spaliłem jeszcze większego buraka, w myślach tocząc wojnę sam ze sobą, że nie jestem jakąś tam panienką, że nie powinienem co chwila się rumienić i takie tam.
Jedną rękę oparł obok mojej głowy, a drugą chwycił mój podbródek. Momentalnie spoważniał i spojrzał mi w oczy. Wpatrywałem się w złote tęczówki jak zaczarowany. Musiałem przyznać, że oczy to miał z nie z tego świata…
- A może Ty chciałbyś przeżyć fiku-miku? Hm…? – Zbliżył wargi do mojego ucha i ugryzł delikatnie jego płatek, chwytając go zębami i ciągnąc powoli.
Potrząsnąłem głową, próbując wyrwać się z uścisku, lecz jakby moje drugie ja walczyło z tym, by zostać na miejscu i dać się „pożreć”.
Siłą woli i umysłu, zebrałem się w sobie i z całych swych sił, odepchnąłem chłopaka, tak że ten poślizgnął się i poleciał w tył na kosz z brudnymi ciuchami. Zabrałem swoje ciuchy, które zostawiłem na pralce i wybiegłem z łazienki. W pokoju szybko się ubrałem, z szafy wyjąłem bluzę i popędziłem migiem na dół, gdzie znalazłem ciocię z babcią, grające w karty. Wbiegłem do kuchni, by porwać kromkę chleba z dżemem wiśniowym i pobiegłem na przedpokój. Trzymając pieczywo z zębach, założyłem buty i wybiegłem czym prędzej z mieszkania w kierunku domu przyjaciela.
Dopiero po paru minutach, siedząc na murku przed domem przyjaciela, przypomniałem sobie o jedzeniu. Palnąłem się w czoło i w spokoju, uspokajając oddech, zjadłem to, co wyniosłem z domu. Posiedziałem jeszcze chwilę, obserwując okolicę i myśląc, co się stało. Potrząsnąłem głową, wstałem i przeskakując przez furtkę, skierowałem się do frontowych drzwi. Zapukałem cicho, nie wiedząc czy Jongdae przypadkiem nie śpi.
Po niespełna kilku minutach usłyszałem jak ktoś po drugiej stronie bawi się łańcuchem i zamkami. Drzwi powoli się uchyliły, dając powietrzu wejście do wnętrza. Roześmiałem się, gdy pierwsze co mnie przywitało to Dethan, pies Chena. Wygłaskałem go z utęsknieniem, wytarmosiłem i dałem spokój, słysząc jak właściciel gwiżdże, by wracał do środka. Podniosłem się, stając twarzą w twarz z przyjacielem. Zmrużyłem oczy, obserwując uważnie każdą widoczną bliznę, ranę gojącą się i skaleczenie.
- Mnie też powinieneś tak wyściskać, wiesz? – Usłyszałem urazę w głosie ciemnowłosego, a chwilę później już stałem w domu przyjaciela, będąc przytulanym i tarmoszonym za policzki. Roześmiałem się głośno, odwzajemniając uściski i starając się odsunąć, by nie sprawić mu dodatkowego bólu. – Czemu się odsuwasz? Nie lubisz mojego dotyku już? – Spojrzał na mnie z miną zbitego psa, którą zawsze robił Dethan, gdy nie chciano mu dać więcej rarytasów. Pokręciłem jedynie głową i poczochrałem jego włosy.
- Iie. Nie chcę Ci sprawić dodatkowego bólu.
- Ale mnie już nic nie boli. Wyzdrowiałem, bo byłem pod dobra opieką lekarzy, przyswajałem grzecznie lekarstwa i ta-dam! Zdrowy jak rydz!
- Chciałeś powiedzieć ryba. – Zaśmiałem się cicho, ponownie się w niego wtulając.
- To też. A w ogóle to rodziców nie ma w domu. – Poczułem jego palce, wplatające się w moje włosy i szarpiące delikatnie za kosmyki.
- I co ja mam do tego? – Mruknąłem cicho, przymykając oczy i rozkoszując się bliskością chłopaka, której tak mi brakowało.
- To, że mogę zrobić to i nikt tego nie zobaczy. – Odsunął mnie od siebie, chwycił moją buzię w obie ręce i złożył na mych wargach delikatny pocałunek, który z każdą chwilą przeradzał się w głębszy. Mruknąłem cicho, chcąc początkowo się odsunąć, ale odezwało się drugie ja, które nie chciało sprawiać chłopakowi przykrości.
Nie mając innego wyboru… Albo chęci… Zaplotłem ręce na karku przyjaciela, przysuwając się bliżej i powoli odwzajemniając pocałunki…

piątek, 31 stycznia 2014

~ ROZDZIAŁ 7 ~

Siedziałem w kuchni i jedząc zupę warzywną, przyglądałem się jak babcia Kim opatruje nos Krisa. Westchnąłem cicho i skupiłem się na posiłku.
- Co tak wzdychasz wnusiu? – Starałem się nie obdarzyć jej cierpiętniczym spojrzeniem. Zamiast tego westchnąłem po raz kolejny.
- Wiesz babciu… Kris jest już dużym chłopcem i jestem pewien, że sam umie sobie opatrzyć nos.
- W normalnych okolicznościach owszem, umiem. Ale wziąłeś mnie z zaskoczenia… Tak się nie robi.
- Nie mój problem. Zasłużyłeś. Było nie zaczynać.
- Kris ma rację, tak się nie robi. – Wtrąciła staruszka, pakując plastry i waciki z powrotem do apteczki. – A tak z innej beczki, kontaktowałeś się z Jongdae? Co się dzieje z biedaczkiem?
- Jeszcze nie miałem okazji. Jak zje i się przebiorę to pojadę do niego. – Wstałem, biorąc pustą miskę i wsadzając ją do zmywarki.
- Podwiozę Cię i bez żadnych ale. – Odparł blondyn, wpierw posyłając mi znaczące spojrzenie, a następnie skupiając się na zupie.
- Po moim trupie. – Spojrzałem na niego jak na idiotę i pobiegłem do pokoju.
Wparowałem do środka i od razu zamknąłem drzwi na klucz. Westchnąłem cicho i rozbierając się, ruszyłem do łazienki. Wszedłem do kabiny prysznicowej, odkręciłem letnią wodę i rozkoszowałem się ciepłem spływającym wzdłuż kręgosłupa. Zamknąłem oczy, starając się rozluźnić każdą część ciała, odciążyć umysł od niepotrzebnych myśli. Próbowałem ze wszystkich sił o niczym nie myśleć i skupić swoją uwagę na swobodnie spływającej wodzie. Niestety, jakakolwiek próba odprężenia kończyła się nawrotnym wspomnieniem czegoś, co dostrzegłem w oczach Wu Fana. Cały czas miałem wrażenie, że lewituje przede mną para jarzących się czerwienią oczu, usilnie się we mnie wpatrująca, jakby spojrzeniem chciała przekazać mi jakąś wiadomość. Skupiłem swój biedny umysł na przypomnieniu sobie całej postury tego dziwacznego monstrum. Ciało, kształt, kolor futra, uzębienie… Co to było? Czego ode mnie chciało? Odczułem pewne zmęczenie, gdy tylko próbowałem sobie coś przypomnieć. Uniosłem rękę do czoła, chcąc wymasować sobie skronie, by pozbyć się nieprzyjemnego kłucia. Dotykając czoła, opuszki palców zacząłem przesuwać w kierunku skroni, gdy nagle poczułem pod nimi jakąś dziwną maź. Odsunąłem rękę od głowy i otworzyłem oczy. Jęknąłem żałośnie widząc na palcach krew. Dotknąłem drugą ręką drugiej skroni i znów poczułem dziwną maź, aż do moich nozdrzy doleciał metaliczny zapach krwi. Spojrzałem na swoje ręce, całkowicie ubabrane krwią i skierowałem spojrzenie w kierunku brodzika, który był wypełniony krwią. Z wrażenia cofnąłem się do tyłu, lecz zamiast mokrej, chłodnej ściany kabiny, poczułem coś miękkiego… coś jak poduszka. Przełknąłem ślinę i powoli odwróciłem się za siebie.
Nie wiem skąd, nie wiem jak, nie wiem czym to było… ale stało przede mną w całej swej okazałości, szczerząc kły i wpatrując się czerwonymi oczami w moje. Sapało i dyszało, lecz nic nie mówiło. Nie używało słów do porozumiewania się, zamiast tego wysyłało do mojego mózgu dziwne dźwięki, które z każdą chwilą stawały się  bardziej nieznośne. Nie wiem co to było, ale brzmiało jakby ktoś przejeżdżał pazurami po tablicy. Zatkałem uszy z nadzieją, że to coś pomoże. Zamknąłem oczy, nie mogąc już dłużej wytrzymać.

Krzycz.
Zacznij krzyczeć.
Wołaj o pomoc, ale nic nie mów.

Nie kontrolując siebie, z mojego gardła zaczęły wydobywać się krzyki. Z każdą chwilą się nasilały. Nie mogłem tego kontrolować. Upadłem na kolana, rozchlapując dookoła ciemnoczerwoną krew, trzymając się za głowę i wrzeszcząc w niebogłosy.

~~~~~~

Wu Fan w spokoju dokańczał jedzenie zupy, gdy niespodziewanie odezwała się babcia Kim.
- Moje dziecko, powiedz mi… Kim Ty właściwie jesteś? – Spojrzała na wysokiego blondyna znad okrągłych okularów, stojąc przy zlewie i wycierając talerz, który należał do jej cudownej kolekcji.
Pytanie to nieco zaskoczyło chłopaka, przez co o włos nie zakrztusił się brukselką. Spojrzał na staruszkę uważnie, niezbyt pewien, co ta dokładnie ma na myśli.
- Czy może raczej powinnam spytać, czym jesteś? – Odstawiła talerz do kredensu i podeszła do stołu, siadając naprzeciw chłopaka.
- Chyba nie rozumiem o co pani chodzi. – Odłożył łyżkę do miski i z uwagą przypatrywał się kobiecie.
Była niewysoką, sięgającą mu do ramienia kobietą, bardzo dobrze zadbaną, o mądrych brązowych oczach, krótkich kruczoczarnych włosach i ciepłym uśmiechu, za którym kryło się coś dziwnie znajomego. Blondwłosy otworzył szerzej oczy, nie mogąc uwierzyć, kto przed nim siedzi.
- Pani jest…
- Owszem skarbeńku. Nie potrafię odczytywać tego, kto kim jest, ale widzę twoją aurę. Jest jasna, ale coś ciemnego próbuje się przez nią przebić. – Chłopak zagryzł wargę, czując się nagi. Ta kobieta doskonale potrafiła przejrzeć, to, co nie chciał, by ujrzało światło dzienne, niezależnie od tego jak to brzmiało. – Źle się dzieje. – Splotła dłonie i oparła na nich podbródek, oczami przesuwając od jego twarzy do jakiegoś punktu za nim. – Coraz więcej zjaw się ukazuje, chodzą bezkarnie po ulicach za ludźmi i starają się zrobić im choć najmniejszą krzywdę. Już nic nie jest spokojne. Szkoła była jednym ze schronów, ale teraz… Wątpię by była taka sama po odbudowie. Muszę zapewnić swojemu wnukowi jak najlepszą opiekę… - Westchnęła cicho, bawiąc się sygnetem, który był jednocześnie obrączką.
Wu Fan nie mógł uwierzyć, że centralnie przed nim siedzi najstarsza i najwyższa kapłanka, szamanka i jednocześnie… Babcia. Tyle o niej słyszał od rodziców, nauczycieli w szkole, w otoczeniu znajomych… Myślał, że to tylko stara, nieistniejąca legenda…
- Pani wie, kto zaatakował szkołę? – Zapytał cicho chłopak, jakby bojąc się czy w ogóle może się odezwać.
- Nie mam pojęcia kto podłożył bombę…
- Uhm. To nie była bomba.
- Jeśli coś wiesz to mów. – Zdjęła okulary i zmrużyła oczy, szepcząc coś pod nosem.
- Dostałem cynk od kuzyna, że w okolicy pojawiło się niewielkie stado dziwnych zwierząt. Pojechaliśmy się im przyjrzeć. Z daleka owszem, wyglądały jak zwierzęta, coś na wzór niedźwiedzia… Podeszliśmy bliżej i ujrzeliśmy grupę Daimonów, który jak gdyby nigdy nic urządzała sobie wielką ucztę. Dorwały dwa dorosłe jelenie. Nim zdążyłyby się zorientować, szybko stamtąd odjechaliśmy. Innego dnia kuzyn śledził jednego z nich. Monstrum w ogóle się nie zorientowało, że ktoś je śledzi. Mają bunkier w lasku przy szkole. Nie wiem jak dostały się do szkoły, ale wiem, że to były one.
- Mhm…
Babcia siedziała i kołysała się delikatnie to w przód, to w tył, intensywnie nad czymś rozmyślając. Już miała się odezwać, gdy ciszę przerwały wrzaski. Spojrzała w oczy blondyna, a on w jej. Nie musieli długo zgadywać kto krzyczał. Jak jeden mąż, poderwali się i jak najszybciej udali się do pokoju Joonmyeona.
Nie przypuszczali, że chłopak zamknie się od środka. Babcia Kim zawróciła do jakiegoś pokoju, mamrocząc coś pod nosem o jakichś maściach.
Kris nie guzdrając się, starał się na wszystkie sposoby otworzyć drzwi. Widząc, że żaden z pomysłów nie przynosi oczekiwanego wyniku, niewiele myśląc, wywarzył drzwi i pędem poleciał do łazienki, widząc, że chłopaka nie ma w pokoju. Wbiegł do pomieszczenia i od razu w oczy rzucił mu się nieprzyjemny widok. Ściągnął czym prędzej ręczniki z wieszaka i podbiegł do kabiny prysznicowej. Otworzył drzwi i pierwsze co zrobił, to zakręcił kurki. Następnie rzucił młodszemu jeden z dwóch ręczników na biodra i chwycił go za ręce, odciągając je od głowy.
Joonmyeon szamotał się niemiłosiernie, będąc pod wpływem uroku. Nie wiedział co się dzieje w prawdziwym świecie, zapomniał przez chwilę kim był, co robił, gdzie był… Toczył wewnętrzną walkę z samym sobą. Nie zdawał sobie sprawy, że się okalecza.
- Suho obudź się! Suho przest… Przestań! Nikogo tu nie ma, jesteś bezpieczny! Suho! – Kris z całych sił próbował powstrzymać szarpiącego się chłopaka przed kolejnymi próbami samookaleczenia się. Miał nawet ochotę spoliczkować go, ale uznał, że to nie dobry pomysł. Wołał ciemnowłosego co chwila po imieniu, że może choć trochę dotrą do niego słowa.
- Babciu! Pośpiesz się! – Zakrzyknął starszy, chwytając ręce Suho i zaplatając je na plecach. W ten sposób przytrzymywał go, co było wciąż nieprzyjemne.
- Idę, idę. Jakbyś nie zauważył, mam już swoje lata i biegać nie umiem, chyba że w zwolnionym tempie. – Odrzekła kobieta, wchodząc do niewielkiego pomieszczenia i podchodząc do wnuka. Pokręciła zrozpaczona głową i przysunęła dłonie do zerwanej skóry na skroniach chłopaka. Dotknęła je opuszkami i zaczęła kreślić jakieś nieznane Krisowi znaki. Mamrotała pod nosem coś, co brzmiało jak rymowanka dla dzieci. Cokolwiek to było, nieważne jak śmiesznie brzmiało, pomogło Myeonowi się uspokoić. Wpatrywał się tępo przed siebie, nie rozpoznając swojej babci. Był jak marionetka… Uszkodzona marionetka…
Staruszka ponownie przytknęła dłonie do skroni wnuczka, by po chwili sprawić, iż zniszczona skóra szybko zaczęła się regenerować. Po paru minutach odsunęła się, opierając o pralkę. Widać było, że zaklęcia, których użyła bardzo ją osłabiły. Odetchnęła z ulgą i spojrzała zmartwiona na bezwładne ciało chłopca.
- Proszę, jeśli to nie kłopot… Wytrzyj go i załóż mu tylko spodnie od piżamy… Góry nie zakładaj. Muszę zbadać jego klatkę piersiową. I wezwać siostrę do pomocy… Och, co to się porobiło… Pójdę zrobić ziółka, napijesz się? Napar zabierze niepotrzebne nerwy i trochę nas uspokoi. Dobrze nam to zrobi. Pójdę zadzwonić do Elizabeth.
Mówiąc ostatnie słowa, skierowała się do drzwi i po chwili zniknęła. Kris nie guzdrając się ani chwili dłużej, ostrożnie chwycił suchy ręcznik i wytarł nim ciało chłopaka. Nałożył grzecznie spodnie dresowe i roześmiał się w duchu, bowiem czuł jakby zajmował się małym dzieckiem. Wziął marionetkę na ręce i zaniósł ją z powrotem do łóżka, przykrywając kołdrą i odgarniając mokre włosy z pokiereszowanego czoła. Wrócił do łazienki po kolejny ręcznik, który znalazł swe miejsce na głowie Joonmyeona. Westchnął cicho, mrucząc, że to nie tak miało być. Ze swoimi przemyśleniami, udał się do łazienki posprzątać cały bałagan i chwilę później kontrolować, czy przypadkiem chłopak się nagle nie zbudzi.

sobota, 25 stycznia 2014

~ LIEBSTER AWARD ~


Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za ,,dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

Wow! Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek zdobędę tę nagrodę! To dla mnie naprawdę wielki zaszczyt! Serdecznie dziękuję Lee Soo Jin <3

~~~~~~~~

1. Skąd bierzesz pomysły na swoje opowiadania?
Pomysły biorę z życia codziennego, z obejrzanych filmów i przeczytanych książek. Nie plagiuję niczego. Wychwytuję momenty, rzeczy, które mi się podobają i łączę je na swój własny sposób. Włączam w to jakieś wydarzenie, które miało miejsce w moim własnym życiu i na podstawie tego tworzę to, co tworzę.

2. Czy twoi bohaterowie przypominają ciebie, jeśli tak to którzy i w czym?
Raczej nie utożsamiam żadnej postaci ze sobą ani siebie z żadną postacią. Lecz jeśli miałabym coś wybrać to Tao. Tylko w tym wypadku dałam coś od siebie. Panicznie boję się dentystów. Dosłownie oddałabym wszystko byleby tylko nie musieć ich odwiedzać.

3. Czy masz inne pasje poza pisaniem, jeśli tak to jakie?
Oczywiście, że mam! Jedną z dwóch najważniejszych pasji w moim życiu, która trwa od czasów dzieciństwa jest czytanie książek. Drugą jest słuchanie muzyki. Trzecią i czwartą już mniej ważną jest jazda na rowerze oraz pływanie.

4. Od jak dawna piszesz bloga/blogi?
Od lutego 2013 piszę Brak pomysłu na nazwę.
Natomiast tego bloga od września 2013.

5. Czy chciałabyś/chciałbyś wydać kiedyś książkę?
Oczywiście. Nie wiem na jaki temat by była, ale jeszcze mam czas na wykombinowanie czegoś. Kto wie, może uda mi się Let's play a Game wydać? Wszystko przede mną.

6. Jakie kraje chciałabyś/chciałbyś odwiedzić?
Od podstawówki (obecnie kończę liceum) marzę o tym by zwiedzić Niemcy. Tata tyle mi naobiecywał, że pojedziemy w wakacje, w ferie zimowe, i co? I nic. 
Prócz tego chciałabym odwiedzić Japonię, Koreę Południową, jeszcze parę razy Turcję, do której mam słabość...

7. Gdybyś mógł/mogła przeżyć jeden dzień z kimś sławnym, kto by to był i jak by ten dzień wyglądał?
Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale gdyby była taka możliwość, to z chęcią bym wybrała Riley'a Smitha, bądź Tyler'a Hoechlina. Jak by miał wyglądać ten dzień? Szczerze powiedziawszy... Nie mam bladego pojęcia. Może jakiś spacer, kawa, herbata. A może wesołe miasteczko?

8. Jakiej tematyki blogów nie lubisz?
Nie jestem w stanie znieść blogów zawierających opowiadania bez żadnej fabuły, składających się z wątków doprawdy drastycznych, ukazujących cały naturalizm jaki autor/ka mógł/mogła sobie wymyślić. Nie jestem w stanie także przeczytać creepy past. 

9. Jakie są twoje ulubione piosenki?
BIGBANG - Beautiful Hangover, Monster
2PM - I'm your man
Bruno Mars - Just the way you are
Henry - 1-4-3
Katy Perry - Roar
LUNAFLY - Super Hero
Miyavi - Jibun Kakumei

10. Kogo najbardziej lubisz i cenisz ze swoich bohaterów?
Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że jest nim Suho z Let's play a Game. Co prawda opowiadanie jest w toku, ale staram się tworzyć go jako osobę z silnym charakterem, temperamentem. Wprost nienawidzę bohaterów, którzy przez chwilę są silni, umieją się postawić, a chwilę później nic innego nie robią tylko ryczą. 
Joonmyeon nie będzie żadną ciapą. Włożę całe swoje serce, by wykreować go takim, jak go widzę. Oczywiście będzie człowiekiem z sercem, empatycznym.

11. Jaką ostatnio książkę przeczytałaś/przeczytałeś?
,,Rozkosze Nocy'' Sherrilyn Kenyon.

~~~~~~~~

Pytania z mojej strony:
1. Co cię zainspirowało do rozpoczęcia przygody z pisaniem?
2. Czy masz jakąś rzecz/osobę, która jest twoją inspiracją?
3. Jest jakaś piosenka, która pomaga ci w pisaniu? Jeśli tak to jaka i dlaczego akurat ona?
4. Gdyby trafiła się okazja do wydania książki, to jakim gatunkiem chciałabyś/chciałbyś  podbić serca czytelników?
5. Jaki jest twój wymarzony zawód? Dlaczego akurat ten?
6. Masz możliwość zamienienia się ciałem ze sławną osobistością, kto by to był i dlaczego?
7. Czy masz zwierzątko? Jakie?
8. Wygrywasz trzydniową wycieczkę do kraju, o którym zawsze marzyłaś/eś. Co byś chciał/a najbardziej zwiedzić, gdzie to jest?
9. Pisałaś/eś kiedy rpg? O czym było?
10. Jest coś, co zawsze chciałaś/eś mieć i byłabyś/byłbyś w stanie dla tego czegoś oddać wszystko co masz?
11. Co lubisz najbardziej w swojej ulubionej porze roku?

~~~~~~~~

Przepraszam, ale dam tylko 9 nominacji ;w;
Nominuję: