~
ROZDZIAŁ 10 ~
Nawet
nie wiem kiedy usnąłem, ale gdy tylko otworzyłem oczy, babci Kim
nigdzie nie było. Rozciągnąłem się powoli, czując jak kości
zaczynają strzelać i podniosłem się do pionu. Na stoliku obok
sofy dostrzegłem dzban z lemoniadą, szklankę oraz malutką
karteczkę, na której była informacja od staruszki, głosząca, iż
udała się na zakupy i do biblioteki. Przetarłem oczy, nalewając
sobie pół szklanki napoju i wypijając ją duszkiem. Zagryzłem
dolną wargę, zamyślając się co mógłbym teraz począć.
Staromodny zegar nad kominkiem wskazywał godzinę piątą po
południu. Pierwsze co zrobiłem, to złożyłem koc w kostkę i
powiesiłem go na oparciu kanapy. Drugą rzeczą było zabranie
dzbanka oraz pustej szklanki do kuchni. Szklankę umyłem, a dzban z
piciem schowałem do lodówki.
Szczerze
mówiąc, robiłem to wszystko tylko po to, by choć przez chwilę
nie myśleć o minionych wydarzeniach. Musiałem zająć się czymś
większym, by chociaż dzisiejszy wieczór spędzić na czymś innym.
Postanowiłem posprzątać pokój. To już coś. Skierowałem się do
schowka pod schodami, by wyjąć mop, szczotkę, odkurzacz i inne
niezbędne środki czystości. Zaniosłem wszystko na górę do
swojego pokoju oraz łazienki. Zdjąłem z pościeli poszwy i
wyrzuciłem je póki co na korytarz. Z łazienki uprzątnąłem
wszystkie kosmetyki, śmieci i inne rzeczy, tak jak z pokoju to, co
się dało wynieść. Odkurzyłem, zamiotłem, umyłem podłogi,
wypolerowałem na błysk, okna również przeszły proces
czyszczenia, kaloryfery, kabina prysznicowa, wszystkie półki, szafa
z ubraniami, przestrzeń pod łóżkiem. Dosłownie wyczyściłem
wszystkie kąty, w których mógł zalegać kurz, brud oraz inne
ubóstwo. Zacząłem wszystko ustawiać na miejsce, trochę zmieniać,
przestawiać, segregować, sprawdzać co jest przydatne, a co można
oddać, czy wyrzucić.
Otarłem
pot z czoła, patrząc na uporządkowany pokój. Ostatni raz taki
porządek można było zobaczyć... W sumie to nigdy. Nie jestem
jakimś fanem porządku, ale też nie brudu. Pamiętam doskonale jak
prowadziłem wojny z mamą o to, by w moim pokoju choć raz na dwa
tygodnie było czysto. Oj, to była istna masakra.
Westchnąłem
cicho, sprzątając szczotki, mopy i wiadra, następnie udając się
pod prysznic. Umyłem się dokładnie, ubrałem w czyste spodenki i
koszulkę, by chwilę później wskoczyć pod pierzynę, odpływając
w krainę snów.
Następnego
dnia obudził mnie sygnał nadejścia wiadomości. Mruknąłem
niewyraźnie w poduszkę i wyciągnąłem spod niej komórkę.
Otworzyłem okienko i jęknąłem żałośnie.
Od:
Nieznany numer
Let's
play a Game.
-
Serio Kris? Poważnie? - Zadałem sobie pytania na głos i
przekręciłem się na plecy. Wiadomości tego typu już dawno
przestały mnie dziwić, a zaczęły wręcz irytować. Odłożyłem
telefon na miejsce i wyskoczyłem do łazienki, by się ogarnąć.
Umyty i ubrany skierowałem się do kuchni, gdzie czekał na mnie
talerz naleśników przykryty folią oraz karteczka głosząca powrót
babci i ciotki dopiero wieczorem. Zjadłem posiłek w spokoju,
zastanawiając się co ze sobą zrobić. Po dobrych paru minutach
postanowiłem zobaczyć co ze szkołą. Nie byłem tam od czasu
katastrofy, z nikim praktycznie się nie widziałem. Ciekawe czy
wywieszono informację odnośnie wznowienia działalności placówki.
Dotarłem
na miejsce godzinę później. Cały teren wciąż ogrodzony był
taśmą policyjną. Obszedłem gmach, by spojrzeć na zgliszcza
południowego skrzydła. Zamrugałem parokrotnie powiekami,
sprawdzając kilkakrotnie, czy to, aby na pewno to samo miejsce.
Przetarłem oczy, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę. Zapamiętałem
gigantyczną wyrwę i spaloną część wokół niej. Teraz, patrząc
w to samo miejsce, nic takiego nie było. Robotnicy odrestaurowali
wszystko tak elegancko, żeby nie było widać, że doszło do
jakiejkolwiek tragedii. Ale coś tu nie pasowało. Na logikę,
normalnie po takiej eksplozji i po odbudowie byłoby widać niewielką
różnicę w wyglądzie. Na przykład inny kolor muru, czy inne okna,
prawda? Tutaj natomiast nie było widać żadnej niedoskonałości,
czy też skazy. Jakby nigdy nic się nie wydarzyło.
Przeszedłem
jeszcze parę kroków wzdłuż taśmy policyjnej, gdy do moich uszu
dobiegł szmer szeptów. Starając się być jak najciszej,
podszedłem do ogromnego drzewa stojącego tuż przed moim nosem i
ostrożnie wychyliłem się zza niego. Moim oczom ukazały się
ciemnie postaci zebrane w kręgu i –jak mi się wydawało –
pochylające się nad czymś.
-
To już piąta w tym tygodniu - Odezwał się kobiecy głos, brzmiąc
dziwnie znajomo.
-
Trzeba wzmocnić ochronę wokół chłopaka - Odezwał się inny,
również kobiecy.
-
Dodatkowo Joonmyeon zaczyna coś podejrzewać. Nie jestem pewna ile,
ale na pewno wystarczająco, by móc coraz częściej zadawać
pytania - Powiedział pierwszy głos, a słysząc swe imię
wiedziałem już kto to był.
Z
każdą kolejną chwilą rozpoznawałem następne znane mi głosy. W
szok wpadłem dopiero, gdy usłyszałem głos Krisa. Co on tu...,
pomyślałem i przesunąłem się tak niefartownie, iż wszystkie
postacie zaczęły się rozglądać w poszukiwania miejsca dźwięku.
Wycofałem
się ostrożnie, lecz znów trafiłem na coś chrupiącego.
Spojrzałem w dół i o mało co nie zszedłem na zawał. Usłyszałem
zbliżające się głosy, więc niewiele myśląc podjąłem się
biegu. Pędziłem przed siebie, nie oglądając się w tył. Do moich
uszu dobiegły ciężkie stąpnięcia. Ktoś pędził za mną, nie
chcąc za wszelką cenę odpuścić.
-
Suho! Zatrzymaj się! - Wrzasnął za mną Kris, na co tylko
przyśpieszyłem. - Cholera jasna, uważaj!
Babko droga, już się bałam że to opowiadanie śmiercią naturalną umarło :D wracasz do formy? Trzymam kciuki
OdpowiedzUsuńTak, wracam do formy. Rozdział XI już się szykuje i postaram się, by był dłuższy. ^^
UsuńTo gud :^D
Usuńtak krótko DDDD: ale czekam na więcej, kkkkk~
OdpowiedzUsuńming
tyytrytrtrytrtygthfdh jakie to jest denerwujące XD
OdpowiedzUsuńtak bardzo chcę wiedzieć o co chodzi