~ ROZDZIAŁ
7 ~
Siedziałem w kuchni i jedząc zupę warzywną,
przyglądałem się jak babcia Kim opatruje nos Krisa. Westchnąłem cicho i
skupiłem się na posiłku.
-
Co tak wzdychasz wnusiu? – Starałem się nie obdarzyć jej cierpiętniczym
spojrzeniem. Zamiast tego westchnąłem po raz kolejny.
-
Wiesz babciu… Kris jest już dużym chłopcem i jestem pewien, że sam umie sobie
opatrzyć nos.
-
W normalnych okolicznościach owszem, umiem. Ale wziąłeś mnie z zaskoczenia… Tak
się nie robi.
-
Nie mój problem. Zasłużyłeś. Było nie zaczynać.
-
Kris ma rację, tak się nie robi. – Wtrąciła staruszka, pakując plastry i waciki
z powrotem do apteczki. – A tak z innej beczki, kontaktowałeś się z Jongdae? Co
się dzieje z biedaczkiem?
-
Jeszcze nie miałem okazji. Jak zje i się przebiorę to pojadę do niego. –
Wstałem, biorąc pustą miskę i wsadzając ją do zmywarki.
-
Podwiozę Cię i bez żadnych ale. –
Odparł blondyn, wpierw posyłając mi znaczące spojrzenie, a następnie skupiając
się na zupie.
-
Po moim trupie. – Spojrzałem na niego jak na idiotę i pobiegłem do pokoju.
Wparowałem do środka i od razu zamknąłem drzwi na
klucz. Westchnąłem cicho i rozbierając się, ruszyłem do łazienki. Wszedłem do
kabiny prysznicowej, odkręciłem letnią wodę i rozkoszowałem się ciepłem
spływającym wzdłuż kręgosłupa. Zamknąłem oczy, starając się rozluźnić każdą
część ciała, odciążyć umysł od niepotrzebnych myśli. Próbowałem ze wszystkich
sił o niczym nie myśleć i skupić swoją uwagę na swobodnie spływającej wodzie.
Niestety, jakakolwiek próba odprężenia kończyła się nawrotnym wspomnieniem
czegoś, co dostrzegłem w oczach Wu Fana. Cały czas miałem wrażenie, że lewituje
przede mną para jarzących się czerwienią oczu, usilnie się we mnie wpatrująca,
jakby spojrzeniem chciała przekazać mi jakąś wiadomość. Skupiłem swój biedny
umysł na przypomnieniu sobie całej postury tego dziwacznego monstrum. Ciało, kształt, kolor futra, uzębienie… Co
to było? Czego ode mnie chciało? Odczułem pewne zmęczenie, gdy tylko
próbowałem sobie coś przypomnieć. Uniosłem rękę do czoła, chcąc wymasować sobie
skronie, by pozbyć się nieprzyjemnego kłucia. Dotykając czoła, opuszki palców
zacząłem przesuwać w kierunku skroni, gdy nagle poczułem pod nimi jakąś dziwną
maź. Odsunąłem rękę od głowy i otworzyłem oczy. Jęknąłem żałośnie widząc na
palcach krew. Dotknąłem drugą ręką drugiej skroni i znów poczułem dziwną maź,
aż do moich nozdrzy doleciał metaliczny zapach krwi. Spojrzałem na swoje ręce,
całkowicie ubabrane krwią i skierowałem spojrzenie w kierunku brodzika, który
był wypełniony krwią. Z wrażenia cofnąłem się do tyłu, lecz zamiast mokrej,
chłodnej ściany kabiny, poczułem coś miękkiego… coś jak poduszka. Przełknąłem
ślinę i powoli odwróciłem się za siebie.
Nie wiem skąd, nie wiem jak, nie wiem czym to
było… ale stało przede mną w całej swej okazałości, szczerząc kły i wpatrując
się czerwonymi oczami w moje. Sapało i dyszało, lecz nic nie mówiło. Nie
używało słów do porozumiewania się, zamiast tego wysyłało do mojego mózgu
dziwne dźwięki, które z każdą chwilą stawały się bardziej nieznośne. Nie wiem co to było, ale
brzmiało jakby ktoś przejeżdżał pazurami po tablicy. Zatkałem uszy z nadzieją,
że to coś pomoże. Zamknąłem oczy, nie mogąc już dłużej wytrzymać.
Krzycz.
Zacznij
krzyczeć.
Wołaj o
pomoc, ale nic nie mów.
Nie kontrolując siebie, z mojego gardła zaczęły
wydobywać się krzyki. Z każdą chwilą się nasilały. Nie mogłem tego kontrolować.
Upadłem na kolana, rozchlapując dookoła ciemnoczerwoną krew, trzymając się za
głowę i wrzeszcząc w niebogłosy.
~~~~~~
Wu Fan w spokoju dokańczał jedzenie zupy, gdy
niespodziewanie odezwała się babcia Kim.
-
Moje dziecko, powiedz mi… Kim Ty właściwie jesteś? – Spojrzała na wysokiego
blondyna znad okrągłych okularów, stojąc przy zlewie i wycierając talerz, który
należał do jej cudownej kolekcji.
Pytanie to nieco zaskoczyło chłopaka, przez co o
włos nie zakrztusił się brukselką. Spojrzał na staruszkę uważnie, niezbyt
pewien, co ta dokładnie ma na myśli.
-
Czy może raczej powinnam spytać, czym jesteś? – Odstawiła talerz do kredensu i
podeszła do stołu, siadając naprzeciw chłopaka.
-
Chyba nie rozumiem o co pani chodzi. – Odłożył łyżkę do miski i z uwagą
przypatrywał się kobiecie.
Była niewysoką, sięgającą mu do ramienia kobietą,
bardzo dobrze zadbaną, o mądrych brązowych oczach, krótkich kruczoczarnych
włosach i ciepłym uśmiechu, za którym kryło się coś dziwnie znajomego.
Blondwłosy otworzył szerzej oczy, nie mogąc uwierzyć, kto przed nim siedzi.
-
Pani jest…
-
Owszem skarbeńku. Nie potrafię odczytywać tego, kto kim jest, ale widzę twoją
aurę. Jest jasna, ale coś ciemnego próbuje się przez nią przebić. – Chłopak
zagryzł wargę, czując się nagi. Ta kobieta doskonale potrafiła przejrzeć, to,
co nie chciał, by ujrzało światło dzienne, niezależnie od tego jak to brzmiało.
– Źle się dzieje. – Splotła dłonie i oparła na nich podbródek, oczami
przesuwając od jego twarzy do jakiegoś punktu za nim. – Coraz więcej zjaw się
ukazuje, chodzą bezkarnie po ulicach za ludźmi i starają się zrobić im choć
najmniejszą krzywdę. Już nic nie jest spokojne. Szkoła była jednym ze schronów,
ale teraz… Wątpię by była taka sama po odbudowie. Muszę zapewnić swojemu
wnukowi jak najlepszą opiekę… - Westchnęła cicho, bawiąc się sygnetem, który
był jednocześnie obrączką.
Wu
Fan nie mógł uwierzyć, że centralnie przed nim siedzi najstarsza i najwyższa
kapłanka, szamanka i jednocześnie… Babcia. Tyle o niej słyszał od rodziców,
nauczycieli w szkole, w otoczeniu znajomych… Myślał, że to tylko stara,
nieistniejąca legenda…
-
Pani wie, kto zaatakował szkołę? – Zapytał cicho chłopak, jakby bojąc się czy w
ogóle może się odezwać.
-
Nie mam pojęcia kto podłożył bombę…
-
Uhm. To nie była bomba.
-
Jeśli coś wiesz to mów. – Zdjęła okulary i zmrużyła oczy, szepcząc coś pod
nosem.
-
Dostałem cynk od kuzyna, że w okolicy pojawiło się niewielkie stado dziwnych
zwierząt. Pojechaliśmy się im przyjrzeć. Z daleka owszem, wyglądały jak
zwierzęta, coś na wzór niedźwiedzia… Podeszliśmy bliżej i ujrzeliśmy grupę
Daimonów, który jak gdyby nigdy nic urządzała sobie wielką ucztę. Dorwały dwa
dorosłe jelenie. Nim zdążyłyby się zorientować, szybko stamtąd odjechaliśmy.
Innego dnia kuzyn śledził jednego z nich. Monstrum w ogóle się nie
zorientowało, że ktoś je śledzi. Mają bunkier w lasku przy szkole. Nie wiem jak
dostały się do szkoły, ale wiem, że to były one.
-
Mhm…
Babcia siedziała i kołysała się delikatnie to w
przód, to w tył, intensywnie nad czymś rozmyślając. Już miała się odezwać, gdy
ciszę przerwały wrzaski. Spojrzała w oczy blondyna, a on w jej. Nie musieli
długo zgadywać kto krzyczał. Jak jeden mąż, poderwali się i jak najszybciej
udali się do pokoju Joonmyeona.
Nie przypuszczali, że chłopak zamknie się od
środka. Babcia Kim zawróciła do jakiegoś pokoju, mamrocząc coś pod nosem o
jakichś maściach.
Kris nie guzdrając się, starał się na wszystkie
sposoby otworzyć drzwi. Widząc, że żaden z pomysłów nie przynosi oczekiwanego
wyniku, niewiele myśląc, wywarzył drzwi i pędem poleciał do łazienki, widząc,
że chłopaka nie ma w pokoju. Wbiegł do pomieszczenia i od razu w oczy rzucił mu
się nieprzyjemny widok. Ściągnął czym prędzej ręczniki z wieszaka i podbiegł do
kabiny prysznicowej. Otworzył drzwi i pierwsze co zrobił, to zakręcił kurki. Następnie
rzucił młodszemu jeden z dwóch ręczników na biodra i chwycił go za ręce,
odciągając je od głowy.
Joonmyeon szamotał się niemiłosiernie, będąc pod
wpływem uroku. Nie wiedział co się dzieje w prawdziwym świecie, zapomniał przez
chwilę kim był, co robił, gdzie był… Toczył wewnętrzną walkę z samym sobą. Nie
zdawał sobie sprawy, że się okalecza.
-
Suho obudź się! Suho przest… Przestań! Nikogo tu nie ma, jesteś bezpieczny!
Suho! – Kris z całych sił próbował powstrzymać szarpiącego się chłopaka przed
kolejnymi próbami samookaleczenia się. Miał nawet ochotę spoliczkować go, ale
uznał, że to nie dobry pomysł. Wołał ciemnowłosego co chwila po imieniu, że może
choć trochę dotrą do niego słowa.
-
Babciu! Pośpiesz się! – Zakrzyknął starszy, chwytając ręce Suho i zaplatając je
na plecach. W ten sposób przytrzymywał go, co było wciąż nieprzyjemne.
-
Idę, idę. Jakbyś nie zauważył, mam już swoje lata i biegać nie umiem, chyba że
w zwolnionym tempie. – Odrzekła kobieta, wchodząc do niewielkiego pomieszczenia
i podchodząc do wnuka. Pokręciła zrozpaczona głową i przysunęła dłonie do
zerwanej skóry na skroniach chłopaka. Dotknęła je opuszkami i zaczęła kreślić
jakieś nieznane Krisowi znaki. Mamrotała pod nosem coś, co brzmiało jak
rymowanka dla dzieci. Cokolwiek to było, nieważne jak śmiesznie brzmiało,
pomogło Myeonowi się uspokoić. Wpatrywał się tępo przed siebie, nie rozpoznając
swojej babci. Był jak marionetka… Uszkodzona marionetka…
Staruszka ponownie przytknęła dłonie do skroni
wnuczka, by po chwili sprawić, iż zniszczona skóra szybko zaczęła się
regenerować. Po paru minutach odsunęła się, opierając o pralkę. Widać było, że
zaklęcia, których użyła bardzo ją osłabiły. Odetchnęła z ulgą i spojrzała
zmartwiona na bezwładne ciało chłopca.
-
Proszę, jeśli to nie kłopot… Wytrzyj go i załóż mu tylko spodnie od piżamy…
Góry nie zakładaj. Muszę zbadać jego klatkę piersiową. I wezwać siostrę do
pomocy… Och, co to się porobiło… Pójdę zrobić ziółka, napijesz się? Napar
zabierze niepotrzebne nerwy i trochę nas uspokoi. Dobrze nam to zrobi. Pójdę
zadzwonić do Elizabeth.
Mówiąc ostatnie słowa, skierowała się do drzwi i
po chwili zniknęła. Kris nie guzdrając się ani chwili dłużej, ostrożnie chwycił
suchy ręcznik i wytarł nim ciało chłopaka. Nałożył grzecznie spodnie dresowe i
roześmiał się w duchu, bowiem czuł jakby zajmował się małym dzieckiem. Wziął marionetkę na ręce i zaniósł ją z
powrotem do łóżka, przykrywając kołdrą i odgarniając mokre włosy z
pokiereszowanego czoła. Wrócił do łazienki po kolejny ręcznik, który znalazł
swe miejsce na głowie Joonmyeona. Westchnął cicho, mrucząc, że to nie tak miało
być. Ze swoimi przemyśleniami, udał się do łazienki posprzątać cały bałagan i
chwilę później kontrolować, czy przypadkiem chłopak się nagle nie zbudzi.
I co się porobiło? Tak serio to nie ogarniam XD Ale wciąga niemiłosiernie, serwuj kolejny rozdział, bo muszę wiedzieć co będzie dalej! ;D
OdpowiedzUsuńKris tym dobrym? Teraz to nie mam zielonego pojęcia co jest między Suho, a Krisem. Ale pisz, chcę więcej, dowiedzieć się o co tu chodzi xd
OdpowiedzUsuńKris, nie wykorzystałeś sytuacji, że Myeonie jest nagi bezbronny, ale z ciebie debil... XD a tak na serio to cieszę się, że chociaż jedno się wyjaśniło - Krisus nie jest zły, kekeke <3
OdpowiedzUsuńJA W TO NIE WIERZĘ ZACZYNAM OGARNIAĆ O CO TU CHODZI OMGGGGG BICTORYYYYY
OdpowiedzUsuńTak.
W sumie to zastanawiałam się, czy nie będzie czegoś w tym rodzaju, ale ciągle nie pasowało mi to, że Kris jest jakby kreowany na tego "złego", strasznie mi to wadziło. A tu, o, proszę, jednak nie, tyle Krisho szczęścia, bo będę mogła im kibicować, nie mając mentalnego kaca ;w;
Wszytko ładnie pięknie, ale ja i tak tradycyjnie napiszę: nie do końca jeszcze rozkminiam łosochodzi więc mam nadzieję, że w następnym rozdziale też coś się rozjaśni ^^ (nadzieja matką głupich lol)
A, by jeszcze pełniej wyrazić moją radość (lol) powiem, że strasznie cieszę się, że masz jakiś plan na to opowiadanie. Często z opowiadaniami w stylu supernatural bywa, że autor pisze je z myślą "hohohohoho ja fajnie się pisze, tutaj coś tam, tutaj coś, hoho jeszcze jednorożca I MOŻNA ELFYY? nsjdnuenufnnfnu" a potem jak trzeba to jakoś logicznie powiązać i zacząć wyjaśniać, to zawiesza bloga i jeb się, czytelniku ;-; u ciebie chyba tak nie jest i wydaje mi się (zwłaszcza po tym rozdziale) że masz przynajmniej wizję, o co cho i z czym to się wtranżala xd
Weny :3
Boru.
OdpowiedzUsuńTO KRIS JEST DOBRY.
Okej, ulga :>
ale czy to znaczy że Chen jest zły.........................pls, nie.
Nie mój maleńki Jongdae.
Co tu się dzieje? Oczywiście babcia wie co się kręci. A Kai ma z tym coś wspólnego? A może to on jest tym zwierzem?
(nawet by pasował)
No ale czemu ostrzeżenie przed Jongdae?
Wgl czasami mam wrażenie że Kris jet bardziej nieporadny niż poszkodowany Suhy, co jest totalnie urocze, bo to zjeb najgorszy.
AAAAAAAAAAA, TO OPOWIADANIE NISZCZY