LPAG

LPAG

niedziela, 5 lipca 2015

~ ROZDZIAŁ XII ~

Rodzicielka zaprowadziła mnie przez przestronny korytarz do wielkich szklanych drzwi wychodzących na sporych rozmiarów ogród. Wyszliśmy na zewnątrz i spokojnym krokiem udaliśmy się – przez mini labirynt - do altanki. Mama przysiadła na ławeczce, ja natomiast na murku tuż przy niewielkiej fontannie. Skierowałem wzrok na ziemię, zastanawiając się nad świeżo dostarczonymi informacjami do mózgu. Miałem przedziwne wrażenie, że poniekąd jest to tylko głupi sen, lecz efekt psuła bliskość matki. Nigdy wcześniej tyle czasu nie spędzaliśmy w swoim towarzystwie. Ostatni raz był może kiedy się urodziłem? Sam nie wiem.
- Joonmyeon, skarbie. Powiedz coś. - Odezwała się kobieta, co chwila poprawiając spódnicę.
Zacisnąłem wargi w wąską linię, kręcąc jednocześnie głową i zdając sobie sprawę, że tak naprawdę nie wiedziałem co powiedzieć, o co spytać. Miałem tysiące myśli, pomysłów, planów, scenariuszy, ale teraz? Wszystko wyparowało.
- Kochanie, wiem, że jesteś na mnie zły i rozumiem, ale nie mogłam ci niczego powiedzieć. Choćbym chciała to nie mogłam. Planowałam kilkakrotnie zacząć temat, ale nie potrafiłam. Musiałam cię chronić, musiałam zapewnić ci bezpieczeństwo. Gdy tylko się dowiedziałam, że w szkole nastąpił wybuch, od razu chciałam pędzić i sprawdzić co z tobą, lecz musiałam załatwiać sprawy w królestwie Saguenay.
Zatkałem sobie uszy, chcąc na chwilę przestać słyszeć jej słowa. Potrzebowałem chwili, jednej maleńkiej chwili, by przyswoić wszystko, a przynajmniej spróbować.
- Mogłabyś na chwilę zamilknąć? Wkurza mnie twój głos. - Powiedziałem ostrzej niż się spodziewałem.
Obserwowałem jak kobieta prostuje się i spogląda na mnie zszokowana, po czym na jej twarzy pojawia się cień uśmiechu. I znów się odzywa.
- Jesteś taki podobny do ojca.
Drgnąłem, gdy wypowiedziała ostatnie słowo.
- Nie mam ojca.
- Kto ci to powiedział? - Spytała rodzicielka, nieco marszcząc czoło.
- Ty.
- Kochanie. Nigdy nie mówiłam, że nie masz. Po prostu o nim nie wspominałam.
- Więc co się u licha z nim stało!? Czemu mnie nigdy nie odwiedził, nie pokazał się, nie dał znaku życia? Pokłóciliście się i przez to nie chce mnie znać? Może pokrzyżowałem jego plany rodząc się?! - Nawet nie wiem kiedy wstałem i zacząłem chodzić w tę i z powrotem. Po chwili poczułem uścisk ciepłych dłoni na moich ramionach, co sprawiło, że stanąłem w miejscu z głową spuszczoną w dół.
- Joonmyeon, spójrz na mnie.
Patrzyłem na odstęp między jej butami a swoimi.
- Spójrz na mnie.
Powoli uniosłem głową, spoglądając rodzicielce w oczy.
- Obiecuję ci, że wszystko opowiem, ale nie tutaj. Za dwa dni Sangwook dokończy opowieść, więc i ja również opowiem o twoim ojcu. Lepiej rozmawiać w czterech ścianach, nigdy nie wiesz kto podsłuchuje. Proszę cię. Wytrzymaj do tego czasu i nie próbuj dowiadywać się niczego na własną rękę. To dla twojego bezpieczeństwa. Opowiemy ci wszystko ze szczegółami. Po prostu wytrzymaj, proszę. Obiecaj mi, że nie będziesz myszkować. - Chwyciła mój podbródek między przegub kciuka, a palca wskazującego, twardo patrząc mi w oczy.
Zagryzłem wargę, czując, że z nie wiadomo jakiego powodu zaraz się rozkleję. Może była to skrywana tęsknota za matką, wieści, że jednak mam ojca, który gdzieś tam sobie żyje czy po prostu uczucie pogubienia się w tym wszystkim.
- Obiecuję.
Rodzicielka usłyszawszy upragnione słowo natychmiast porwała mnie w objęcia. Przytuliła z całych swych sił, zaczynając jednocześnie głaskać po karku i głowie jakbym był kilkuletnim chłopcem. Niewiele myśląc, objąłem ostrożnie mamę i wtuliłem się w nią, chcąc pokazać jak bardzo tęskniłam za nią i za jej bliskością.

- Mamo. - Spojrzałem na kobietę wędrującą obok i ścisnąłem lekko jej dłoń.
Przechadzaliśmy się przez mini labirynt, zmierzając w kierunku wyjścia z altanki, by udać się z powrotem do wnętrza rezydencji. Kobieta chciała mi coś koniecznie pokazać, uprzedziwszy wcześniej, by nic nie mówić. Prawdopodobnie dla własnego syna łamała jedną z zasad milczenia.
- Słucham?
- Wiem, że mam czekać do następnego zebrania na dalsze wyjaśnienia, ale mogłabyś mi chociaż co nieco opowiedzieć o... tacie? Cokolwiek. Czy mnie widział jak byłem mały albo chociaż był przy tobie, gdy mnie rodziłaś? Tylko tyle chciałbym wiedzieć na tę chwilę. - Wyszeptałem cicho, wpatrując się w zadbaną roślinność wokół.
- Kochanie, wiem jak bardzo chcesz się wszystkiego dowiedzieć, wręcz widać twą upartość, by dowiedzieć się tego, co cię trapi, ale wytrzymaj jeszcze chwilę. - Poczułem jej ciepły oddech tuż przy uchu. Wyglądało na to, że boi się cokolwiek wspomnieć o swoim mężu, gdy przebywa na świeżym powietrzu.
Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu. Kusiło mnie, by zasypać ją lawiną pytań, ale starałem się powstrzymać. Zamiast tego skupiłem swoją uwagę na dokładniejszym oglądaniu otoczenia. Posiadłość zajmowała ponad hektar ziemi jak nie więcej, zakończona wysokimi murami z białej cegły i szpiczastymi wykończeniami, jakoby obcy mieli wybić sobie z głowy próbę wtargnięcia na parcelę. Na wprost tylnego wyjścia do ogrodu znajdowała się altanka porośnięta bluszczem, otoczona mini labiryntem stworzonym z krzewów i drogą usłaną gdzieniegdzie drobnymi płatkami kwiatów. W najbliższym otoczeniu poza tym nic się nie znajdowało. Głównie trawa, droga wysypana żwirem i widoczne w oddali krzewy mające nie więcej niż pięć metrów wysokości.
Rodzicielka zaprowadziła mnie na samą górę rezydencji. Staliśmy w korytarzu, tuż przy samych schodach, w którym były jedynie cztery drzwi. Na wprost schodów znajdowało się olbrzymie okno wychodzące na ogród i dalszą część parceli.
- Za nami, po lewej stronie jest toaleta, a po prawej dodatkowa garderoba. Po mojej lewej stronie jest moja sypialnia, po twojej prawej – twoja. - Wyjaśniła kobieta i pociągnęła mnie do swojej sypialni, szybko wchodząc i od razu zamykając drzwi na zamek. Wskazała dwa fotele, dając jednocześnie znak bym usiadł.
Pokój był średniej wielkości, przestronny i jasny. Ściany pokrywała zielonkawa tapeta, a podłogę beżowa wykładzina. Praktycznie wszystkie meble były tego koloru co wykładzina, a obicia foteli czy też pościel łóżka tapety. Jedynym dodatkiem do tych ostatnich były delikatne wzory tworzące jakieś nic nie znaczące łączenia. Jisun miała swoją własną małą biblioteczkę. Mogłem dostrzec idealnie ułożone książki, a raczej księgi w dobrym stanie, ułożone alfabetycznie, bądź rokiem wydania. Przed biblioteczką stało biurko z laptopem i krzesło. Po obu stronach łóżka nad etażerkami znajdowały się okna osłonięte tkaniną wyglądającą na koc, który szyją babcie dla swoich dzieci czy wnucząt. Mimo że wyglądały na ciężkie i mało przeźroczyste, dostarczały sporo światła do wnętrza pokoju. Prócz tego na niektórych meblach stały kolorowe świeczki w słoiczkach, jakoby właśnie one były źródłem jasności, a nie prąd znajdujący się w lampach. Jak na kobietę dbającą o siebie i uwielbiającą różne babskie kosmetyki nie mogło zabraknąć toaletki, a nad nią wielkiego lustra ozdobionego jakimiś karteczkami.
Zdziwił mnie fakt, że pokój wyglądał na zamieszkany od dłuższego czasu, a wkurzyło to, że matka wolała spędzać czas tutaj, a nie w domu, ze mną. Zmarszczyłem brwi, ale również się uśmiechnąłem. Czemu? Nie wiem. Może to ten w miarę radosny wystrój.
Usadowiłem się wygodniej i obserwowałem jak kobieta podchodzi do biurka, zdejmuje coś z szyi, po czym otwiera tym szufladę i wyjmuje ramkę. Następnie podchodzi z powrotem do mnie, podając mi przedmiot i przysiadając na drugim fotelu obok.
Spojrzałem na owy przedmiot i ujrzałem zdjęcie, na którym widniały trzy osoby. Od razu rozpoznałem mamę, siebie jako niemowlaka i... tatę. Jak mogłem się zorientować zdjęcie zostało zrobione tuż po moich narodzinach. Mama ubrana w szpitalną piżamę, przykryta kołdrą i trzymająca małego mnie w ramionach. Tuż przy niej siedzący tata, obejmujący żonę i przytrzymujący moją główkę. Oboje uśmiechnięci, wpatrzeni we mnie z miłością.
- Poród trwał dziewięć godzin. Urodziłam cię bez żadnych problemów i powikłań. Twój ojciec trzymał mnie za rękę, ocierał pot z czoła, wspierał i parł razem ze mną. - Roześmiała się kobieta, podkurczając pod siebie nogi i spoglądając na zdjęcie, wspominając. - Przeciął pępowinę z wielką dumą. Nim jeszcze pielęgniarka zdążyła cię wymyć i ubrać, twój ojciec chciał już cię wziąć na ręce i przyglądać się. Cieszył się jak małe dziecko. - Roześmiała się ponownie, a łza spłynęła jej po policzku. - Pierwszy miał cię na rękach, mówił do ciebie, próbował rozbawić mimo że nic jeszcze nie rozumiałeś. Zacząłeś płakać. Próbował cię uspokoić, spanikował, że zrobił coś źle, ale wciąż dzielnie trzymał, starając się na wszelkie sposoby cię uspokoić. Okazało się, że byłeś głodny. - Zachichotała. - W końcu mogłam cię wziąć w swe ramiona. Byłeś taki maleńki, taka kruszynka... Nie sądziłam, że to możliwe, ale pokochałam cię jeszcze bardziej. Zacząłeś poruszać wargami jak rybka. Dawałeś znak, że byłeś głodny, potem zaczynałeś płakać. Po pierwszym posiłku zrobiliśmy zdjęcie. Na pamiątkę. Twój ojciec ma dokładnie takie samo zdjęcie u siebie... Tylko przez jeden dzień był przy tobie, nie odstępował na krok. Pozwoliłam mu się tobą zająć. Widziałam jaką miłością wielką cię darzył. Wiedział, co się stanie następnego dnia, dlatego chciał, a raczej pragnął się nacieszyć tym, co mógł robić w danej chwili. Tylko na karmienie wracałeś do mnie. - Roześmiała się któryś raz z kolei i wyciągnęła dłoń w moim kierunku, wskazując na lewą dłoń, środkowy palec. - Jeśli zdążyłeś zauważyć na zdjęciu ma on na tym samym palcu co ja pierścień. Ledwo widoczny, ale to i dobrze. Pierścień należał do niego. To sygnet jego rodziny. Przechodził z pokolenia na pokolenie.
Przyjrzałem się uważniej zdjęciu i faktycznie ujrzałem złoty pierścień z umieszczonym pośrodku grafitowym kamieniem.
- Dlaczego masz pierścień należący do niego? Znaczy rozumiem, że jesteś jego żoną, ale... no... - Nie potrafiłem się wysłowić, mimo że wiedziałem, co mam na myśli.
- Wiedział co się stanie równo z północą. Nie chciał tracić ani ze mną kontaktu ani tym bardziej z tobą. Twój ojciec przekazał mi swój pierścień nie tylko po to bym przekazała go później tobie, gdy nadejdzie odpowiedni czas, ale także po to by w tajemnicy zachować nasze małżeństwo.
- Chwila moment. Nie rozumiem czegoś. Co się stało następnego dnia? - Spojrzałem na matkę i o mało co nie zasłabłem, gdy odpowiedziała.
- Wyrzekł się nas.

1 komentarz:

  1. Z ROZDZIAŁU NA ROZDZIAŁ CZEKAM NA WIĘCEJ KRISHO A TU TAKIE KWIATKI WYSKAKUJĄ. BIEDY SUSZKI :((((((((
    ming

    OdpowiedzUsuń