~
ROZDZIAŁ XII ~
Rodzicielka
zaprowadziła mnie przez przestronny korytarz do wielkich szklanych
drzwi wychodzących na sporych rozmiarów ogród. Wyszliśmy na
zewnątrz i spokojnym krokiem udaliśmy się – przez mini labirynt
- do altanki. Mama przysiadła na ławeczce, ja natomiast na murku
tuż przy niewielkiej fontannie. Skierowałem wzrok na ziemię,
zastanawiając się nad świeżo dostarczonymi informacjami do mózgu.
Miałem przedziwne wrażenie, że poniekąd jest to tylko głupi sen,
lecz efekt psuła bliskość matki. Nigdy wcześniej tyle czasu nie
spędzaliśmy w swoim towarzystwie. Ostatni raz był może kiedy się
urodziłem? Sam nie wiem.
-
Joonmyeon, skarbie. Powiedz coś. - Odezwała się kobieta, co chwila
poprawiając spódnicę.
Zacisnąłem
wargi w wąską linię, kręcąc jednocześnie głową i zdając
sobie sprawę, że tak naprawdę nie wiedziałem co powiedzieć, o co
spytać. Miałem tysiące myśli, pomysłów, planów, scenariuszy,
ale teraz? Wszystko wyparowało.
-
Kochanie, wiem, że jesteś na mnie zły i rozumiem, ale nie mogłam
ci niczego powiedzieć. Choćbym chciała to nie mogłam. Planowałam
kilkakrotnie zacząć temat, ale nie potrafiłam. Musiałam cię
chronić, musiałam zapewnić ci bezpieczeństwo. Gdy tylko się
dowiedziałam, że w szkole nastąpił wybuch, od razu chciałam
pędzić i sprawdzić co z tobą, lecz musiałam załatwiać sprawy w
królestwie Saguenay.
Zatkałem
sobie uszy, chcąc na chwilę przestać słyszeć jej słowa.
Potrzebowałem chwili, jednej maleńkiej chwili, by przyswoić
wszystko, a przynajmniej spróbować.
-
Mogłabyś na chwilę zamilknąć? Wkurza mnie twój głos. -
Powiedziałem ostrzej niż się spodziewałem.
Obserwowałem
jak kobieta prostuje się i spogląda na mnie zszokowana, po czym na
jej twarzy pojawia się cień uśmiechu. I znów się odzywa.
-
Jesteś taki podobny do ojca.
Drgnąłem,
gdy wypowiedziała ostatnie słowo.
-
Nie mam ojca.
-
Kto ci to powiedział? - Spytała rodzicielka, nieco marszcząc
czoło.
-
Ty.
-
Kochanie. Nigdy nie mówiłam, że nie masz. Po prostu o nim nie
wspominałam.
-
Więc co się u licha z nim stało!? Czemu mnie nigdy nie odwiedził,
nie pokazał się, nie dał znaku życia? Pokłóciliście się i
przez to nie chce mnie znać? Może pokrzyżowałem jego plany rodząc
się?! - Nawet nie wiem kiedy wstałem i zacząłem chodzić w tę i
z powrotem. Po chwili poczułem uścisk ciepłych dłoni na moich
ramionach, co sprawiło, że stanąłem w miejscu z głową
spuszczoną w dół.
-
Joonmyeon, spójrz na mnie.
Patrzyłem
na odstęp między jej butami a swoimi.
-
Spójrz na mnie.
Powoli
uniosłem głową, spoglądając rodzicielce w oczy.
-
Obiecuję ci, że wszystko opowiem, ale nie tutaj. Za dwa dni
Sangwook dokończy opowieść, więc i ja również opowiem o twoim
ojcu. Lepiej rozmawiać w czterech ścianach, nigdy nie wiesz kto
podsłuchuje. Proszę cię. Wytrzymaj do tego czasu i nie próbuj
dowiadywać się niczego na własną rękę. To dla twojego
bezpieczeństwa. Opowiemy ci wszystko ze szczegółami. Po prostu
wytrzymaj, proszę. Obiecaj mi, że nie będziesz myszkować. -
Chwyciła mój podbródek między przegub kciuka, a palca
wskazującego, twardo patrząc mi w oczy.
Zagryzłem
wargę, czując, że z nie wiadomo jakiego powodu zaraz się
rozkleję. Może była to skrywana tęsknota za matką, wieści, że
jednak mam ojca, który gdzieś tam sobie żyje czy po prostu uczucie
pogubienia się w tym wszystkim.
-
Obiecuję.
Rodzicielka
usłyszawszy upragnione słowo natychmiast porwała mnie w objęcia.
Przytuliła z całych swych sił, zaczynając jednocześnie głaskać
po karku i głowie jakbym był kilkuletnim chłopcem. Niewiele
myśląc, objąłem ostrożnie mamę i wtuliłem się w nią, chcąc
pokazać jak bardzo tęskniłam za nią i za jej bliskością.
-
Mamo. - Spojrzałem na kobietę wędrującą obok i ścisnąłem
lekko jej dłoń.
Przechadzaliśmy
się przez mini labirynt, zmierzając w kierunku wyjścia z altanki,
by udać się z powrotem do wnętrza rezydencji. Kobieta chciała mi
coś koniecznie pokazać, uprzedziwszy wcześniej, by nic nie mówić.
Prawdopodobnie dla własnego syna łamała jedną z zasad milczenia.
-
Słucham?
-
Wiem, że mam czekać do następnego zebrania na dalsze wyjaśnienia,
ale mogłabyś mi chociaż co nieco opowiedzieć o... tacie?
Cokolwiek. Czy mnie widział jak byłem mały albo chociaż był przy
tobie, gdy mnie rodziłaś? Tylko tyle chciałbym wiedzieć na tę
chwilę. - Wyszeptałem cicho, wpatrując się w zadbaną roślinność
wokół.
-
Kochanie, wiem jak bardzo chcesz się wszystkiego dowiedzieć, wręcz
widać twą upartość, by dowiedzieć się tego, co cię trapi, ale
wytrzymaj jeszcze chwilę. - Poczułem jej ciepły oddech tuż przy
uchu. Wyglądało na to, że boi się cokolwiek wspomnieć o swoim
mężu, gdy przebywa na
świeżym powietrzu.
Resztę
drogi przebyliśmy w milczeniu. Kusiło mnie, by zasypać ją lawiną
pytań, ale starałem się powstrzymać. Zamiast tego skupiłem swoją
uwagę na dokładniejszym oglądaniu otoczenia. Posiadłość
zajmowała ponad hektar ziemi jak nie więcej, zakończona wysokimi
murami z białej cegły i szpiczastymi wykończeniami, jakoby obcy
mieli wybić sobie z głowy próbę wtargnięcia na parcelę. Na
wprost tylnego wyjścia do ogrodu znajdowała się altanka porośnięta
bluszczem, otoczona mini labiryntem stworzonym z krzewów i drogą
usłaną gdzieniegdzie drobnymi płatkami kwiatów. W najbliższym
otoczeniu poza tym nic się nie znajdowało. Głównie trawa, droga
wysypana żwirem i widoczne w oddali krzewy mające nie więcej niż
pięć metrów wysokości.
Rodzicielka
zaprowadziła mnie na samą górę rezydencji. Staliśmy w korytarzu,
tuż przy samych schodach, w którym były jedynie cztery drzwi. Na
wprost schodów znajdowało się olbrzymie okno wychodzące na ogród
i dalszą część parceli.
-
Za nami, po lewej stronie jest toaleta, a po prawej dodatkowa
garderoba. Po mojej lewej stronie jest moja sypialnia, po twojej
prawej – twoja. - Wyjaśniła kobieta i pociągnęła mnie do
swojej sypialni, szybko wchodząc i od razu zamykając drzwi na
zamek. Wskazała dwa fotele, dając jednocześnie znak bym usiadł.
Pokój
był średniej wielkości, przestronny i jasny. Ściany pokrywała
zielonkawa tapeta, a podłogę beżowa wykładzina. Praktycznie
wszystkie meble były tego koloru co wykładzina, a obicia foteli czy
też pościel łóżka tapety. Jedynym dodatkiem do tych ostatnich
były delikatne wzory tworzące jakieś nic nie znaczące łączenia.
Jisun miała swoją własną małą biblioteczkę. Mogłem dostrzec
idealnie ułożone książki, a raczej księgi w dobrym stanie,
ułożone alfabetycznie, bądź rokiem wydania. Przed biblioteczką
stało biurko z laptopem i krzesło. Po obu stronach łóżka nad
etażerkami znajdowały się okna osłonięte tkaniną wyglądającą
na koc, który szyją babcie dla swoich dzieci czy wnucząt. Mimo że
wyglądały na ciężkie i mało przeźroczyste, dostarczały sporo
światła do wnętrza pokoju. Prócz tego na niektórych meblach
stały kolorowe świeczki w słoiczkach, jakoby właśnie one były
źródłem jasności, a nie prąd znajdujący się w lampach. Jak na
kobietę dbającą o siebie i uwielbiającą różne babskie
kosmetyki nie mogło zabraknąć toaletki, a nad nią wielkiego
lustra ozdobionego jakimiś karteczkami.
Zdziwił
mnie fakt, że pokój wyglądał na zamieszkany od dłuższego czasu,
a wkurzyło to, że matka wolała spędzać czas tutaj, a nie w domu,
ze mną. Zmarszczyłem brwi, ale również się uśmiechnąłem.
Czemu? Nie wiem. Może to ten w miarę radosny wystrój.
Usadowiłem
się wygodniej i obserwowałem jak kobieta podchodzi do biurka,
zdejmuje coś z szyi, po czym otwiera tym szufladę i wyjmuje ramkę.
Następnie podchodzi z powrotem do mnie, podając mi przedmiot i
przysiadając na drugim fotelu obok.
Spojrzałem
na owy przedmiot i ujrzałem zdjęcie, na którym widniały trzy
osoby. Od razu rozpoznałem mamę, siebie jako niemowlaka i... tatę.
Jak mogłem się zorientować zdjęcie zostało zrobione tuż po
moich narodzinach. Mama ubrana w szpitalną piżamę, przykryta
kołdrą i trzymająca małego mnie
w ramionach. Tuż przy niej siedzący tata,
obejmujący żonę i przytrzymujący moją
główkę. Oboje uśmiechnięci, wpatrzeni we mnie
z miłością.
-
Poród trwał dziewięć godzin. Urodziłam cię bez żadnych
problemów i powikłań. Twój ojciec trzymał mnie za rękę,
ocierał pot z czoła, wspierał i parł
razem ze mną. - Roześmiała się kobieta, podkurczając pod siebie
nogi i spoglądając na zdjęcie, wspominając. - Przeciął pępowinę
z wielką dumą. Nim jeszcze pielęgniarka zdążyła cię wymyć i
ubrać, twój ojciec chciał już cię wziąć na ręce i przyglądać
się. Cieszył się jak małe dziecko. - Roześmiała się ponownie,
a łza spłynęła jej po policzku. - Pierwszy miał cię na rękach,
mówił do ciebie, próbował rozbawić mimo że nic jeszcze nie
rozumiałeś. Zacząłeś płakać. Próbował cię uspokoić,
spanikował, że zrobił coś źle, ale wciąż dzielnie trzymał,
starając się na wszelkie sposoby cię uspokoić. Okazało się, że
byłeś głodny. - Zachichotała. - W końcu mogłam cię wziąć w
swe ramiona. Byłeś taki maleńki, taka kruszynka... Nie sądziłam,
że to możliwe, ale pokochałam cię jeszcze bardziej. Zacząłeś
poruszać wargami jak rybka. Dawałeś znak, że byłeś głodny,
potem zaczynałeś płakać. Po pierwszym posiłku zrobiliśmy
zdjęcie. Na pamiątkę. Twój ojciec ma dokładnie takie samo
zdjęcie u siebie... Tylko przez jeden dzień był przy tobie, nie
odstępował na krok. Pozwoliłam mu się tobą zająć. Widziałam
jaką miłością wielką cię darzył. Wiedział, co się stanie
następnego dnia, dlatego chciał, a raczej pragnął się nacieszyć
tym, co mógł robić w danej chwili. Tylko na karmienie wracałeś
do mnie. - Roześmiała się któryś raz z kolei i wyciągnęła
dłoń w moim kierunku, wskazując na lewą dłoń, środkowy palec.
- Jeśli zdążyłeś zauważyć na zdjęciu ma on na tym samym palcu
co ja pierścień. Ledwo widoczny, ale to i dobrze. Pierścień
należał do niego. To sygnet jego rodziny. Przechodził z pokolenia
na pokolenie.
Przyjrzałem
się uważniej zdjęciu i faktycznie ujrzałem złoty pierścień z
umieszczonym pośrodku grafitowym kamieniem.
-
Dlaczego masz pierścień należący do niego? Znaczy rozumiem, że
jesteś jego żoną, ale... no... - Nie potrafiłem się wysłowić,
mimo że wiedziałem, co mam na myśli.
-
Wiedział co się stanie równo z północą. Nie chciał tracić ani
ze mną kontaktu ani tym bardziej z tobą. Twój ojciec przekazał mi
swój pierścień nie tylko po to bym przekazała go później tobie,
gdy nadejdzie odpowiedni czas, ale także po to by w tajemnicy
zachować nasze małżeństwo.
-
Chwila moment. Nie rozumiem czegoś. Co się stało następnego dnia?
- Spojrzałem na matkę i o mało co nie zasłabłem, gdy
odpowiedziała.
-
Wyrzekł się nas.