LPAG

LPAG

środa, 12 listopada 2014

~ ROZDZIAŁ 10 ~

Nawet nie wiem kiedy usnąłem, ale gdy tylko otworzyłem oczy, babci Kim nigdzie nie było. Rozciągnąłem się powoli, czując jak kości zaczynają strzelać i podniosłem się do pionu. Na stoliku obok sofy dostrzegłem dzban z lemoniadą, szklankę oraz malutką karteczkę, na której była informacja od staruszki, głosząca, iż udała się na zakupy i do biblioteki. Przetarłem oczy, nalewając sobie pół szklanki napoju i wypijając ją duszkiem. Zagryzłem dolną wargę, zamyślając się co mógłbym teraz począć. Staromodny zegar nad kominkiem wskazywał godzinę piątą po południu. Pierwsze co zrobiłem, to złożyłem koc w kostkę i powiesiłem go na oparciu kanapy. Drugą rzeczą było zabranie dzbanka oraz pustej szklanki do kuchni. Szklankę umyłem, a dzban z piciem schowałem do lodówki.
Szczerze mówiąc, robiłem to wszystko tylko po to, by choć przez chwilę nie myśleć o minionych wydarzeniach. Musiałem zająć się czymś większym, by chociaż dzisiejszy wieczór spędzić na czymś innym. Postanowiłem posprzątać pokój. To już coś. Skierowałem się do schowka pod schodami, by wyjąć mop, szczotkę, odkurzacz i inne niezbędne środki czystości. Zaniosłem wszystko na górę do swojego pokoju oraz łazienki. Zdjąłem z pościeli poszwy i wyrzuciłem je póki co na korytarz. Z łazienki uprzątnąłem wszystkie kosmetyki, śmieci i inne rzeczy, tak jak z pokoju to, co się dało wynieść. Odkurzyłem, zamiotłem, umyłem podłogi, wypolerowałem na błysk, okna również przeszły proces czyszczenia, kaloryfery, kabina prysznicowa, wszystkie półki, szafa z ubraniami, przestrzeń pod łóżkiem. Dosłownie wyczyściłem wszystkie kąty, w których mógł zalegać kurz, brud oraz inne ubóstwo. Zacząłem wszystko ustawiać na miejsce, trochę zmieniać, przestawiać, segregować, sprawdzać co jest przydatne, a co można oddać, czy wyrzucić.
Otarłem pot z czoła, patrząc na uporządkowany pokój. Ostatni raz taki porządek można było zobaczyć... W sumie to nigdy. Nie jestem jakimś fanem porządku, ale też nie brudu. Pamiętam doskonale jak prowadziłem wojny z mamą o to, by w moim pokoju choć raz na dwa tygodnie było czysto. Oj, to była istna masakra.
Westchnąłem cicho, sprzątając szczotki, mopy i wiadra, następnie udając się pod prysznic. Umyłem się dokładnie, ubrałem w czyste spodenki i koszulkę, by chwilę później wskoczyć pod pierzynę, odpływając w krainę snów.

Następnego dnia obudził mnie sygnał nadejścia wiadomości. Mruknąłem niewyraźnie w poduszkę i wyciągnąłem spod niej komórkę. Otworzyłem okienko i jęknąłem żałośnie.
Od: Nieznany numer
Let's play a Game.
- Serio Kris? Poważnie? - Zadałem sobie pytania na głos i przekręciłem się na plecy. Wiadomości tego typu już dawno przestały mnie dziwić, a zaczęły wręcz irytować. Odłożyłem telefon na miejsce i wyskoczyłem do łazienki, by się ogarnąć. Umyty i ubrany skierowałem się do kuchni, gdzie czekał na mnie talerz naleśników przykryty folią oraz karteczka głosząca powrót babci i ciotki dopiero wieczorem. Zjadłem posiłek w spokoju, zastanawiając się co ze sobą zrobić. Po dobrych paru minutach postanowiłem zobaczyć co ze szkołą. Nie byłem tam od czasu katastrofy, z nikim praktycznie się nie widziałem. Ciekawe czy wywieszono informację odnośnie wznowienia działalności placówki.

Dotarłem na miejsce godzinę później. Cały teren wciąż ogrodzony był taśmą policyjną. Obszedłem gmach, by spojrzeć na zgliszcza południowego skrzydła. Zamrugałem parokrotnie powiekami, sprawdzając kilkakrotnie, czy to, aby na pewno to samo miejsce. Przetarłem oczy, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę. Zapamiętałem gigantyczną wyrwę i spaloną część wokół niej. Teraz, patrząc w to samo miejsce, nic takiego nie było. Robotnicy odrestaurowali wszystko tak elegancko, żeby nie było widać, że doszło do jakiejkolwiek tragedii. Ale coś tu nie pasowało. Na logikę, normalnie po takiej eksplozji i po odbudowie byłoby widać niewielką różnicę w wyglądzie. Na przykład inny kolor muru, czy inne okna, prawda? Tutaj natomiast nie było widać żadnej niedoskonałości, czy też skazy. Jakby nigdy nic się nie wydarzyło.
Przeszedłem jeszcze parę kroków wzdłuż taśmy policyjnej, gdy do moich uszu dobiegł szmer szeptów. Starając się być jak najciszej, podszedłem do ogromnego drzewa stojącego tuż przed moim nosem i ostrożnie wychyliłem się zza niego. Moim oczom ukazały się ciemnie postaci zebrane w kręgu i –jak mi się wydawało – pochylające się nad czymś.
- To już piąta w tym tygodniu - Odezwał się kobiecy głos, brzmiąc dziwnie znajomo.
- Trzeba wzmocnić ochronę wokół chłopaka - Odezwał się inny, również kobiecy.
- Dodatkowo Joonmyeon zaczyna coś podejrzewać. Nie jestem pewna ile, ale na pewno wystarczająco, by móc coraz częściej zadawać pytania - Powiedział pierwszy głos, a słysząc swe imię wiedziałem już kto to był.
Z każdą kolejną chwilą rozpoznawałem następne znane mi głosy. W szok wpadłem dopiero, gdy usłyszałem głos Krisa. Co on tu..., pomyślałem i przesunąłem się tak niefartownie, iż wszystkie postacie zaczęły się rozglądać w poszukiwania miejsca dźwięku.
Wycofałem się ostrożnie, lecz znów trafiłem na coś chrupiącego. Spojrzałem w dół i o mało co nie zszedłem na zawał. Usłyszałem zbliżające się głosy, więc niewiele myśląc podjąłem się biegu. Pędziłem przed siebie, nie oglądając się w tył. Do moich uszu dobiegły ciężkie stąpnięcia. Ktoś pędził za mną, nie chcąc za wszelką cenę odpuścić.
- Suho! Zatrzymaj się! - Wrzasnął za mną Kris, na co tylko przyśpieszyłem. - Cholera jasna, uważaj!



5 komentarzy:

  1. Babko droga, już się bałam że to opowiadanie śmiercią naturalną umarło :D wracasz do formy? Trzymam kciuki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wracam do formy. Rozdział XI już się szykuje i postaram się, by był dłuższy. ^^

      Usuń
  2. tak krótko DDDD: ale czekam na więcej, kkkkk~
    ming

    OdpowiedzUsuń
  3. tyytrytrtrytrtygthfdh jakie to jest denerwujące XD
    tak bardzo chcę wiedzieć o co chodzi

    OdpowiedzUsuń