LPAG

LPAG

niedziela, 29 września 2013

~ ROZDZIAŁ 1 ~

- Kim Joonmyeon proszony do gabinetu Dyrektora w trybie natychmiastowym! Powtarzam, Kim Joonmyeon proszony do gabinetu Dyrektora! – ze szkolnych głośników rozbrzmiał donośny, przesłodzony głos sekretarki. Wszyscy jak jeden mąż zwrócili się w kierunku zamyślonego chłopaka, siedzącego w przedostatnim rzędzie przy oknie.
- Suho! – niemal krzyknął nauczyciel, podchodząc do mojej ławki. – To, że jesteś wzorowym i pilnym uczniem, a zarazem przewodniczącym szkoły, nie zwalnia Cię z uważania na lekcji! Może chcesz się podzielić ze swoimi przemyśleniami z klasą? Chętnie posłuchamy. – Przeniosłem wzrok z nieba na nauczyciela i przełknąłem cicho ślinę.
- Nie, przepraszam. Już nie będę myślał… o mniej istotnych rzeczach. – Podnosząc się, zrobiłem ukłon przed nauczycielem, a chwilę później już podążałem w kierunku gabinetu Dyrektora. Tak naprawdę, odkąd się obudziłem, myślałem tylko i wyłącznie o dziwnej karteczce, którą zgubił kruk… albo którą las przyniósł z porywem wiatru. Nie rozumiałem co się dzieje. W jednej chwili widziałem zmasakrowane ciało chłopaka niewiele starszego ode mnie, w drugiej już go nie było. Zamiast tego był ogromny kruk z podejrzliwym spojrzeniem. I tym głosem. Matko, co to miało być? Aż włos się jeżył na głowie.
Moje przemyślenia przerwało czyjeś chrząknięcie. Podniosłem głowę i ujrzałem krzywy uśmiech sekretarki. Dosłownie, krzywy. Pięknym nazwać tego nie można było.
- O czym tak intensywnie Pan Przewodniczący myśli? – Uśmiechając się pokazała zęby, a ja odruchowo zasłoniłem buzię, by przypadkiem nie uciec w popłochu ze strachu, bądź nie roześmiać się na miejscu. Szczerze, ta kobieta jak się uśmiechała to wyglądała jak wesoły koń.
- Ach, to nic takiego. Problemy rodzinne. – Podrapałem się wolną dłonią po karku i szybko wkroczyłem do paszczy lwa. Okej, często byłem wzywany do Dyrektora, ale nigdy w tak ostry sposób. Tryb natychmiastowy? Co to w ogóle miało być? Zapukałem kilkakrotnie w ogromne, dębowe drzwi i po usłyszeniu cichego ,, proszę ‘’, wślizgnąłem się do środka, kłaniając się pryncypałowi.
- Nareszcie! Ileż można czekać! To że Cię wzywam, nie znaczy, że masz podróżować jak ślimak! – Zakrzyknął mężczyzna w podeszłym wieku z burzą; tak, burzą białych włosów.
- S-Słucham? – Jęknąłem zaskoczony i z wrażenia aż cofnąłem się do tyłu.
- Dobrze, że słuchasz! A więc od jutra dołączy do naszej szkoły dwóch chłopców. Jeden trafi z Tobą do klasy, ale to mniej ważna wiadomość. Gdy tylko się pojawią, masz ich oprowadzić po szkole, masz być dla nich miły i towarzyski. Nie chcę słyszeć żadnych skarg z ich strony. Są to bardzo ważne osoby i nie chcę niepotrzebnych awantur. Reputacja tej szkoły zależeć będzie od Ciebie i od tego jak będziesz ich traktował, a szczególnie młodzieńca, z którym będziesz w klasie. – Postukał palcami w blat mosiężnego biurka, tym samym patrząc mi prosto w oczy.
- Jak to reputacja szkoły ma zależeć ode mnie? Kim oni są, że trzeba być ich niańkami? – Prychnąłem cicho i szybko tego pożałowałem, widząc minę pryncypała.
- Joonmyeon! To nie są jakieś tam dzieciaki! Można ich uznać… uznać za arystokrację! – Podniósł głos, a ja tylko tępo się w niego wpatrywałem. Ugh… jak ja nie cierpię arystokracji. W lekturach najbardziej. A teraz? W prawdziwym życiu mam spotkać kogoś z arystokracji? A to dobre! – Pomyślałem i skupiłem się na dalszym słowotoku mężczyzny. – Ty się zajmiesz Wu Yi Fanem, a Sehun dostanie pod opiekę Kim Jongina. Uważam to za bardzo dobre rozwiązanie.
- A ten mój podopieczny… co on taki głupio się zwie? – Spytałem zaciekawiony i oczekiwałem jakiejś odpowiedzi.
- Joonmyeon po tysiąckroć! Wu Fan jest pół Kanadyjczykiem, pół Chińczykiem. – Odparł, mierząc mnie wzrokiem od stóp do głów. Dosłownie czułem jak przejeżdża tymi swoimi czarnymi jak węgiel oczami po mojej posturze.
- Chińczyk?! Jak ja mam się z nim dogadać?!
- Spokojnie, spokojnie. Potrafi koreański, więc nie będzie problemu. A ty mógłbyś wziąć parę lekcji chińskiego, a nie tylko oczekiwać aż ktoś inny będzie umiał nasz ojczysty język.
- Mógłbym jakbym miał do tego zamiłowanie lub jakąkolwiek chęć. Teraz mam ważniejsze sprawy na głowie niż nauka do niczego mi nie potrzebnego chińskiego.
- Joonmyeon wynocha z mojego gabinetu! Przygotuj się na jutrzejszy dzień, zaprezentuj się dobrze i naszą szkołę z jak najlepszej perspektywy! Liczę na Ciebie! – Podszedł do mnie i wypchnął mnie za drzwi. Złapałem równowagę i obejrzałem się przez ramię nim znów usłyszałem znajome chrząknięcie.
Zwróciłem uwagę na sekretarkę, która tym razem siedziała za biurkiem, z nogą założoną na nogę i głupawym uśmieszkiem przyklejonym do twarzy.
- Kochanieńki, jak wiesz jestem również psychologiem w tej szkole prócz pani Berry, więc jeśli masz jakieś problemy i nie wiesz komu możesz to powiedzieć – zapraszam. Jestem tu 24 godziny na dobę.
- Niech pani się nie obrazi, ale pięciu minut bym w pani towarzystwie nie wytrzymał. – Warknąłem w odpowiedzi, będąc zdenerwowany sytuacją, która miała miejsce w gabinecie Dyrektora. Nadal nie wiedziałem czemu mam robić za jakąś pieprzoną opiekunkę jakiegoś rozwydrzonego chłopaka. Po cholerę przychodzi do szkoły? Niech zostanie w tym swoim zamku z piernika ze służącymi spełniającymi każdą jego zachciankę.
Z takimi myślami skierowałem swe kroki ku stołówce. Dzwonek już dawno oznajmił początek trzydziestominutowej przerwy. Na korytarzach było w miarę pusto, bo wszystkich wywiało albo na stołówkę, albo na patio szkolne, by zjeść obiad w obcowaniu z naturą.
Wszedłem do ogromnego pomieszczenia, pomalowanego w wiosenno-letnie kolory, jakby malarz chciał sprawić, że stołówka to idealne miejsce na wypoczynek po ciężkich zajęciach. Podszedłem do baru i biorąc tacę, poprosiłem o kurczaka z ryżem oraz Bubble Tea – liczi na czarnej. Podziękowałem kucharce i ruszyłem do swojego stałego miejsca siedzenia. Będąc blisko i starając się na nikogo nie wpaść, ujrzałem swojego przyjaciela Kyungsoo, który był zastępcą przewodniczącego szkoły oraz Baekhyuna, Chena i Laya, rozmawiających o czymś szeptem. Podszedłem bliżej i zająłem swoje miejsce koło Chena, który jak zwykle odsunął mi krzesło, czekając aż na nim usiądę i podsunął mnie do stołu. Podziękowałem mu cmoknięciem w policzek, na co ten zaśmiał się uroczo, przymykając powieki.
- Ne, Ne! Suho! Serio będziesz musiał niańczyć jakiegoś bachora? – Baekhyun rzucił się na blat stołu, chcąc jakby szybko uzyskać odpowiedź, która by go zadowoliła.
- Chciałeś powiedzieć: bogatego bachora. – Jęknąłem cicho i zabrałem się za swój posiłek, od czasu do czasu karmiąc nim Jongdae.
- A wiesz chociaż jak wygląda? Jaki kolor oczu? Włosów? Wysoki czy niski? Dobry w łóżku? – Spojrzałem w kierunku osoby, która wypowiedziała lawinę pytań. Lay. No tak. Mogłem się spodziewać. Niby taki niewinny jak się patrzy, a w środku drzemie bestia.
- Albo jak się nazywa… - Kyungsoo podniósł głowę znad jakiegoś podręcznika, który pilnie studiował.
- Wiem tylko, że nazywa się Wu Yi Fan i jest na pół Chińczykiem i Kanadyjczykiem. – Pokręciłem głową zrezygnowany i podreptałem posprzątać po sobie.
Dzwonek zadzwonił dziesięć minut później. Jedni już skończyli zajęcia, inni mieli jeszcze jedną lub dwie lekcje. Należałem do tej ostatniej grupy. Przemierzając korytarz z Jongdae po boku, rozmyślałem na wczorajszą sytuacją w lesie, która wciąż nie dawała mi spokoju. Nie mówiłem tego nikomu, nie chciałem nikogo martwić. Uznali by mnie za dziwaka. To pewne. Rozmyślając i kompletnie olewając to co mówił chłopak, szedłem przed siebie, póki nie wpadłem na kogoś. A przynajmniej tak mi się wydawało. Upadłem z głośny hukiem na tyłek i patrzyłem za oddalającą się postacią z rozczochranymi blond włosami. Odwrócił się na moment, obdarzając mnie przenikliwym spojrzeniem swoich złotych tęczówek i cwanym uśmieszkiem. Zaraz, zaraz. Złote oczy… Przecież takie miał kruk! – Myślałem nad tym gorączkowo, głuchy na wszystko i wszystkich. Czas dla mnie stanął w miejscu, nie czułem szarpania za marynarkę i w kółko powtarzanego mego imienia. Gapiłem się z szeroko otwartymi oczami na znajomą postać. Musiałem chyba dość głupio wyglądać, siedząc na podłodze i gapiąc się w pustą przestrzeń.
- Suho! Suho! Co jest! Co się stało?! – Z amoku wyrwał mnie w końcu Chen, który z paniką w oczach przyglądał mi się uważnie.
- Gdzie jest ten chłopak? – Spytałem, mrugając i przecierając oczy.
- Jaki chłopak? O czym Ty mówisz?
- No ten blondas co mnie potrącił.
- Co? Nikogo prócz nas tu nie było! Potknąłeś się o własne nogi kretynie!
- Co? – Spojrzałem na niego nieprzytomnie i skorzystałem z pomocy, by wstać. Otrzepałem spodnie i rozejrzałem się dokoła nikogo nie widząc.
- Chodź do pielęgniarki! Chyba w niewidzialny krawężnik uderzyłeś. – Chwycił mnie za rękę i pociągnął w kierunku gabinetu lekarskiego.
Powlokłem nogami jeszcze raz odwracając się w kierunku miejsca wypadku. Stał tam i uśmiechał się bezczelnie. Już chciałem ponownie zaczepić kolegę, lecz blondas ni stąd ni zowąd rozpłynął się w powietrzu, salutując przed zniknięciem.


Co. Chyba serio potrzebuję opieki medycznej.

4 komentarze:

  1. Świetne. Czekam na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  2. lol Suho jaki pyskliwy XD i taki uroczy SuChen ;;;;;;;;

    OdpowiedzUsuń
  3. Umieram nad SuChenem. I boże KyungMyeon taki uroczy. Ale ej, mam rozkminę nad tym zasranym Krisem. To było takie w jego stylu, pozwolić wpaść Suho na siebie a potem się nonszalancko uśmiechnąć i zniknąć. XD
    Ale jak mnie wkurza ten dyrektorek i pani sekretarka - naskoczę na nich z siekierą .3.
    Też bym na miejscu Suho się wkurzała, gdyby kazali mi oprowadzać po szkole Kriska, który jest popierdolony.
    Kosiam Ciem i lecem czytać dalej .3.' <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Dyrektor zajebisty XD Taki luźny ^^
    Suchen OMO <3
    Niepokoi mnie ten chłopak.

    OdpowiedzUsuń