~ ROZDZIAŁ 1 ~
-
Kim Joonmyeon proszony do gabinetu Dyrektora w trybie natychmiastowym!
Powtarzam, Kim Joonmyeon proszony do gabinetu Dyrektora! – ze szkolnych
głośników rozbrzmiał donośny, przesłodzony głos sekretarki. Wszyscy jak jeden
mąż zwrócili się w kierunku zamyślonego chłopaka, siedzącego w przedostatnim
rzędzie przy oknie.
-
Suho! – niemal krzyknął nauczyciel, podchodząc do mojej ławki. – To, że jesteś
wzorowym i pilnym uczniem, a zarazem przewodniczącym szkoły, nie zwalnia Cię z uważania
na lekcji! Może chcesz się podzielić ze swoimi przemyśleniami z klasą? Chętnie
posłuchamy. – Przeniosłem wzrok z nieba na nauczyciela i przełknąłem cicho
ślinę.
-
Nie, przepraszam. Już nie będę myślał… o mniej istotnych rzeczach. – Podnosząc
się, zrobiłem ukłon przed nauczycielem, a chwilę później już podążałem w
kierunku gabinetu Dyrektora. Tak naprawdę, odkąd się obudziłem, myślałem tylko
i wyłącznie o dziwnej karteczce, którą zgubił kruk… albo którą las przyniósł z
porywem wiatru. Nie rozumiałem co się dzieje. W jednej chwili widziałem
zmasakrowane ciało chłopaka niewiele starszego ode mnie, w drugiej już go nie
było. Zamiast tego był ogromny kruk z podejrzliwym spojrzeniem. I tym głosem.
Matko, co to miało być? Aż włos się jeżył na głowie.
Moje
przemyślenia przerwało czyjeś chrząknięcie. Podniosłem głowę i ujrzałem krzywy
uśmiech sekretarki. Dosłownie, krzywy. Pięknym nazwać tego nie można było.
-
O czym tak intensywnie Pan Przewodniczący myśli? – Uśmiechając się pokazała
zęby, a ja odruchowo zasłoniłem buzię, by przypadkiem nie uciec w popłochu ze
strachu, bądź nie roześmiać się na miejscu. Szczerze, ta kobieta jak się
uśmiechała to wyglądała jak wesoły koń.
-
Ach, to nic takiego. Problemy rodzinne. – Podrapałem się wolną dłonią po karku
i szybko wkroczyłem do paszczy lwa. Okej, często byłem wzywany do Dyrektora,
ale nigdy w tak ostry sposób. Tryb natychmiastowy? Co to w ogóle miało być? Zapukałem
kilkakrotnie w ogromne, dębowe drzwi i po usłyszeniu cichego ,, proszę ‘’,
wślizgnąłem się do środka, kłaniając się pryncypałowi.
-
Nareszcie! Ileż można czekać! To że Cię wzywam, nie znaczy, że masz podróżować
jak ślimak! – Zakrzyknął mężczyzna w podeszłym wieku z burzą; tak, burzą
białych włosów.
-
S-Słucham? – Jęknąłem zaskoczony i z wrażenia aż cofnąłem się do tyłu.
-
Dobrze, że słuchasz! A więc od jutra dołączy do naszej szkoły dwóch chłopców.
Jeden trafi z Tobą do klasy, ale to mniej ważna wiadomość. Gdy tylko się
pojawią, masz ich oprowadzić po szkole, masz być dla nich miły i towarzyski.
Nie chcę słyszeć żadnych skarg z ich strony. Są to bardzo ważne osoby i nie
chcę niepotrzebnych awantur. Reputacja tej szkoły zależeć będzie od Ciebie i od
tego jak będziesz ich traktował, a szczególnie młodzieńca, z którym będziesz w
klasie. – Postukał palcami w blat mosiężnego biurka, tym samym patrząc mi
prosto w oczy.
-
Jak to reputacja szkoły ma zależeć ode mnie? Kim oni są, że trzeba być ich
niańkami? – Prychnąłem cicho i szybko tego pożałowałem, widząc minę pryncypała.
-
Joonmyeon! To nie są jakieś tam dzieciaki! Można ich uznać… uznać za
arystokrację! – Podniósł głos, a ja tylko tępo się w niego wpatrywałem. Ugh… jak ja nie cierpię arystokracji. W
lekturach najbardziej. A teraz? W prawdziwym życiu mam spotkać kogoś z
arystokracji? A to dobre! – Pomyślałem i skupiłem się na dalszym słowotoku
mężczyzny. – Ty się zajmiesz Wu Yi Fanem, a Sehun dostanie pod opiekę Kim
Jongina. Uważam to za bardzo dobre rozwiązanie.
-
A ten mój podopieczny… co on taki głupio się zwie? – Spytałem zaciekawiony i
oczekiwałem jakiejś odpowiedzi.
-
Joonmyeon po tysiąckroć! Wu Fan jest pół Kanadyjczykiem, pół Chińczykiem. –
Odparł, mierząc mnie wzrokiem od stóp do głów. Dosłownie czułem jak przejeżdża
tymi swoimi czarnymi jak węgiel oczami po mojej posturze.
-
Chińczyk?! Jak ja mam się z nim dogadać?!
-
Spokojnie, spokojnie. Potrafi koreański, więc nie będzie problemu. A ty mógłbyś
wziąć parę lekcji chińskiego, a nie tylko oczekiwać aż ktoś inny będzie umiał
nasz ojczysty język.
-
Mógłbym jakbym miał do tego zamiłowanie lub jakąkolwiek chęć. Teraz mam ważniejsze
sprawy na głowie niż nauka do niczego mi nie potrzebnego chińskiego.
-
Joonmyeon wynocha z mojego gabinetu! Przygotuj się na jutrzejszy dzień,
zaprezentuj się dobrze i naszą szkołę z jak najlepszej perspektywy! Liczę na
Ciebie! – Podszedł do mnie i wypchnął mnie za drzwi. Złapałem równowagę i
obejrzałem się przez ramię nim znów usłyszałem znajome chrząknięcie.
Zwróciłem uwagę na sekretarkę, która tym razem
siedziała za biurkiem, z nogą założoną na nogę i głupawym uśmieszkiem
przyklejonym do twarzy.
-
Kochanieńki, jak wiesz jestem również psychologiem w tej szkole prócz pani Berry,
więc jeśli masz jakieś problemy i nie wiesz komu możesz to powiedzieć –
zapraszam. Jestem tu 24 godziny na dobę.
-
Niech pani się nie obrazi, ale pięciu minut bym w pani towarzystwie nie
wytrzymał. – Warknąłem w odpowiedzi, będąc zdenerwowany sytuacją, która miała
miejsce w gabinecie Dyrektora. Nadal nie
wiedziałem czemu mam robić za jakąś pieprzoną opiekunkę jakiegoś rozwydrzonego
chłopaka. Po cholerę przychodzi do szkoły? Niech zostanie w tym swoim zamku z
piernika ze służącymi spełniającymi każdą jego zachciankę.
Z takimi myślami skierowałem swe kroki ku
stołówce. Dzwonek już dawno oznajmił początek trzydziestominutowej przerwy. Na
korytarzach było w miarę pusto, bo wszystkich wywiało albo na stołówkę, albo na
patio szkolne, by zjeść obiad w obcowaniu z naturą.
Wszedłem do ogromnego pomieszczenia, pomalowanego
w wiosenno-letnie kolory, jakby malarz chciał sprawić, że stołówka to idealne
miejsce na wypoczynek po ciężkich zajęciach. Podszedłem do baru i biorąc tacę,
poprosiłem o kurczaka z ryżem oraz Bubble Tea – liczi na czarnej. Podziękowałem
kucharce i ruszyłem do swojego stałego miejsca siedzenia. Będąc blisko i
starając się na nikogo nie wpaść, ujrzałem swojego przyjaciela Kyungsoo, który
był zastępcą przewodniczącego szkoły oraz Baekhyuna, Chena i Laya,
rozmawiających o czymś szeptem. Podszedłem bliżej i zająłem swoje miejsce koło
Chena, który jak zwykle odsunął mi krzesło, czekając aż na nim usiądę i
podsunął mnie do stołu. Podziękowałem mu cmoknięciem w policzek, na co ten
zaśmiał się uroczo, przymykając powieki.
-
Ne, Ne! Suho! Serio będziesz musiał niańczyć jakiegoś bachora? – Baekhyun
rzucił się na blat stołu, chcąc jakby szybko uzyskać odpowiedź, która by go zadowoliła.
-
Chciałeś powiedzieć: bogatego bachora. – Jęknąłem cicho i zabrałem się za swój
posiłek, od czasu do czasu karmiąc nim Jongdae.
-
A wiesz chociaż jak wygląda? Jaki kolor oczu? Włosów? Wysoki czy niski? Dobry w
łóżku? – Spojrzałem w kierunku osoby, która wypowiedziała lawinę pytań. Lay. No
tak. Mogłem się spodziewać. Niby taki niewinny jak się patrzy, a w środku
drzemie bestia.
-
Albo jak się nazywa… - Kyungsoo podniósł głowę znad jakiegoś podręcznika, który
pilnie studiował.
-
Wiem tylko, że nazywa się Wu Yi Fan i jest na pół Chińczykiem i Kanadyjczykiem.
– Pokręciłem głową zrezygnowany i podreptałem posprzątać po sobie.
Dzwonek zadzwonił dziesięć minut później. Jedni
już skończyli zajęcia, inni mieli jeszcze jedną lub dwie lekcje. Należałem do tej
ostatniej grupy. Przemierzając korytarz z Jongdae po boku, rozmyślałem na
wczorajszą sytuacją w lesie, która wciąż nie dawała mi spokoju. Nie mówiłem
tego nikomu, nie chciałem nikogo martwić. Uznali by mnie za dziwaka. To pewne.
Rozmyślając i kompletnie olewając to co mówił chłopak, szedłem przed siebie,
póki nie wpadłem na kogoś. A przynajmniej tak mi się wydawało. Upadłem z głośny
hukiem na tyłek i patrzyłem za oddalającą się postacią z rozczochranymi blond
włosami. Odwrócił się na moment, obdarzając mnie przenikliwym spojrzeniem
swoich złotych tęczówek i cwanym uśmieszkiem. Zaraz, zaraz. Złote oczy… Przecież takie miał kruk! – Myślałem nad
tym gorączkowo, głuchy na wszystko i wszystkich. Czas dla mnie stanął w
miejscu, nie czułem szarpania za marynarkę i w kółko powtarzanego mego imienia.
Gapiłem się z szeroko otwartymi oczami na znajomą postać. Musiałem chyba dość
głupio wyglądać, siedząc na podłodze i gapiąc się w pustą przestrzeń.
-
Suho! Suho! Co jest! Co się stało?! – Z amoku wyrwał mnie w końcu Chen, który z
paniką w oczach przyglądał mi się uważnie.
-
Gdzie jest ten chłopak? – Spytałem, mrugając i przecierając oczy.
-
Jaki chłopak? O czym Ty mówisz?
-
No ten blondas co mnie potrącił.
-
Co? Nikogo prócz nas tu nie było! Potknąłeś się o własne nogi kretynie!
-
Co? – Spojrzałem na niego nieprzytomnie i skorzystałem z pomocy, by wstać.
Otrzepałem spodnie i rozejrzałem się dokoła nikogo nie widząc.
-
Chodź do pielęgniarki! Chyba w niewidzialny krawężnik uderzyłeś. – Chwycił mnie
za rękę i pociągnął w kierunku gabinetu lekarskiego.
Powlokłem nogami jeszcze raz odwracając się w
kierunku miejsca wypadku. Stał tam i uśmiechał się bezczelnie. Już chciałem
ponownie zaczepić kolegę, lecz blondas ni stąd ni zowąd rozpłynął się w
powietrzu, salutując przed zniknięciem.
Co. Chyba
serio potrzebuję opieki medycznej.
Świetne. Czekam na kolejny rozdział
OdpowiedzUsuńlol Suho jaki pyskliwy XD i taki uroczy SuChen ;;;;;;;;
OdpowiedzUsuńUmieram nad SuChenem. I boże KyungMyeon taki uroczy. Ale ej, mam rozkminę nad tym zasranym Krisem. To było takie w jego stylu, pozwolić wpaść Suho na siebie a potem się nonszalancko uśmiechnąć i zniknąć. XD
OdpowiedzUsuńAle jak mnie wkurza ten dyrektorek i pani sekretarka - naskoczę na nich z siekierą .3.
Też bym na miejscu Suho się wkurzała, gdyby kazali mi oprowadzać po szkole Kriska, który jest popierdolony.
Kosiam Ciem i lecem czytać dalej .3.' <3
Dyrektor zajebisty XD Taki luźny ^^
OdpowiedzUsuńSuchen OMO <3
Niepokoi mnie ten chłopak.