~ ROZDZIAŁ 6 ~
Zbudziły mnie czyjeś
szepty. Jęknąłem cicho, a owe szepty ucichły.
- Kochanie, i jak się czujesz? – Usłyszałem z
niedalekiej odległości ode mnie stłumiony głos mamy.
Sapnąłem cicho,
budząc się i powoli otwierając oczy, rozejrzałem się po pomieszczeniu. Ze
zdziwieniem zrozumiałem, że jestem we własnym pokoju, we własnym łóżku,
przykryty własną kołdrą.
- Co ja tu robię? – Spróbowałem się podnieść, lecz
szybko zrezygnowałem, czując nieprzyjemny ból zastygłych kości.
- Nawdychałeś się za dużo dymu, przeżyłeś szok i
wybuch wtórny, co spowodowało, że zemdlałeś w ramionach lekarza. – Poczułem jej
delikatną dłoń, odgarniającą kosmyki włosów z mojego czoła.
- Ile czasu spałem? – Odetchnąłem cicho i
cierpliwie oczekiwałem odpowiedzi.
- Dwa dni. – Mama przyjrzała mi się uważnie i
przysiadła na skraju łóżka, nie przestając mnie głaskać. Poczułem się znów
jakbym miał siedem lat, był chory i stawiał mamę w bardzo niekorzystnej
sytuacji.
- Co?! Ja… Ja przepraszam… Przepraszam, że
oderwałem Cię od pracy… - Jęknąłem zrozpaczony i poderwałem się do siadu, co
było błędem. Ciało zareagowało sprzecznie i mogłem odczuć jak wzdłuż kręgosłupa
przechodzi bolesny prąd. Skrzywiłem się i krzyknąłem cicho.
- Kochanie? Co się stało? – Usłyszałem
zaniepokojenie w jej głosie. Zagryzłem mocno zęby i pokręciłem przecząco głową.
- Nic… Nic takiego. Po prostu coś mi strzeliło. –
Spróbowałem się uśmiechnąć, lecz zamiast tego wyszedł jakiś zdziwaczały grymas.
- No dobrze, w taki razie zostawiam was samych,
pogadajcie sobie, a ja pójdę zrobić obiad. Zawołam was za jakąś godzinkę,
dobrze? – Nachyliła się w moim kierunku i ucałowała delikatnie mój policzek,
jakby bała się, że może sprawić większy ból. Uśmiechnęła się ostatni raz nim
wyszła z pokoju.
Gdy drzwi się
zamykały, zdałem sobie sprawę z tego, co powiedziała.
- Mamo?! Z kim pogadać?! – Nie usłyszałem nic
innego, prócz niegłośnego trzaśnięcia drzwiami.
- Ze mną.
Otworzyłem szeroko
oczy, słysząc dobrze znajomy głos. Potrząsnąłem głową, czując delikatne kłucie
gdzieś w okolicach potylicy. Wziąłem parę głębszych wdechów i obróciłem głowę,
gdzie siedział właściciel niezwykle denerwującego głosu.
- Co Ty tu robisz? – Zacisnąłem z wolna rękę w
pięść i posłałem chłopakowi piorunujące spojrzenie.
- Siedzę sobie, nie widać? – Roześmiał się na
widok mojej miny i założył nogę na nogę.
- Powtórzę pytanie: co Ty robisz w moim domu, a
dokładniej w moim pokoju? Skąd żeś się tu wziął? Nie pamiętam byś był wtedy,
kiedy szkoła wylatywała w powietrze. Czemu zawsze znikasz jak coś podejrzliwego
się dzieje? A może to już mój mózg płata sobie figle i stara się mnie wysłać do
wariatkowa? – Obrzuciłem Krisa lawiną pytań jakoś nie oczekując odpowiedzi na
żadne z nich.
- Spokojnie Sherlocku. Wyszedłem z szatni zaraz po
tobie. Myślałeś, że wyjdę stamtąd półnagi, by ludzie podejrzewali, że coś
między nami zaszło? – Odparł, wstając z fotela i zbliżając się do mojego łóżka,
na którym chwilę później przysiadł. Przyglądał mi się dłuższą chwilę, po czym
wstał i wskoczył na łóżko, sadowiąc się na moich udach.
Automatycznie
odchyliłem się do tyłu, sprawiając, że głowa zaliczyła bliskie spotkanie z
zagłówkiem łóżka. Jęknąłem żałośnie, łapiąc się za pulsujące miejsce i patrząc
złowrogo na blondyna.
- Co Ty wyprawiasz? Złaź ze mnie natychmiast
pasztecie! Jesteś ciężki! – Napuszyłem policzki, schylając głowę i czując jak
na buzię wypełzają rumieńce.
- Jeśli słyszałeś swoją rodzicielkę to dobrze
wiesz, że mamy czas na pogawędkę. – Wymawiając ostatnie słowo, pokazał w
powietrzu cudzysłowie i uśmiechnął się perfidnie.
- Jakbyś nie wiedział to ludzie rozmawiają ze sobą
siedząc obok, bądź parę metrów od siebie, a nie centralnie na nich! – Oparłem
ręce na jego torsie, starając go z siebie zepchnąć. Niestety, z powodu mojego
osłabienia jakoś nie zrobiło to na nim wrażenia.
- Centralnie to jeszcze nie siedzę. Centralnie to
by było na biodrach. Chcesz, żebym tam usiadł? – Obserwowałem jak zsuwa wzrok z
mojej buzi, przez szyję i klatkę piersiową, brzuch, aż dociera spojrzeniem na
krocze.
- YAH! – Szybkim ruchem próbowałem zakryć się kołdrą,
lecz bezskutecznie. Ten bałwan siedział na niej i ani myślał się ruszyć. –
Złaź!
- Nie.
- Złaź!
- Nie chce mi się.
- Złaź natychmiast!
- A co dostanę w zamian?
- Kopa w dupę! A teraz rusz ten swój kraciasty
tyłek i spadaj stąd!
- Z przykrością dla ciebie, ale odmówię tak
cudownej nagrody. Nie mam co robić, w sumie ty też nie masz. Z powodu tego jak
wygląda szkoła nie ma zajęć. Dyrekcja pracuje nad tym, by w jak najszybszym
czasie odbudować większą część tego, co zostało zniszczone. Poza tym, Dyrektor
wraz z radą pedagogiczną zastanawiają się czy na ten czas nie rozlokować nas do
innych szkół.
- A niech robią co chcą. Obym był jak najdalej od
ciebie.
- Mam Ci przypomnieć, że jestem twoim podopiecznym
i odpowiadasz za mnie?
- Możesz się zamknąć, wstać ze mnie, wyjść i pójść
tam, skąd przylazłeś. – Warknąłem cicho, będąc już podirytowany jego
obecnością.
- Mógłbym tak zrobić, ale gra się jeszcze nie
skończyła… - Uśmiechnął się, łapiąc mnie za ramiona i powoli kładąc na
poduszkach.
Zszokowany, poirytowany,
a jednocześnie zaciekawiony wpatrywałem się w oczy Krisa, zupełnie się w nich
zatracając. Na chwilę zapomniałem gdzie się znajduję, w jakiej sytuacji.
Liczyło się dla mnie tylko to, co aktualnie widziałem. Poczułem się jakbym
wnikał do jego wnętrza. Coś niepokojącego wsysało mnie do środka.
Otworzyłem szeroko
oczy i rozejrzałem się, gdzie jestem. Słońce wręcz paliło po oczach, żar
powietrza dawał się we znaki. Byłem na jakiejś polanie, gdzie nie było żywej
duszy. Ptaki śpiewały, głosząc poranną pieśń, liście na drzewach spokojnie
szeleściły, niektóre odrywały się od gałęzi i podążały szlakiem, który
wyznaczał wiatr.
Wstałem powoli,
otrzepując spodnie z trawy i ziemi. Rozejrzałem się czujnie dookoła,
sprawdzając czy oby na pewno jestem sam. Żadnego dźwięku, głosu, ruchu. Nic,
prócz dźwięków natury. Całą polanę otaczał las. Na południu jedynie było
czysto. Żadnych drzew. Wyglądało trochę jakby ktoś zrobił przejście prowadzące
do wyjścia z pułapki. Nie ociągając się dłużej, ruszyłem w owym kierunku. Przestrzeń
okazała się być wniesieniem. Stąpałem powoli, nie chcąc się poślizgnąć na
trawie pokrytej świeżą rosą. Gdzie byłem?
Jak się tu znalazłem? Tego rodzaju myśli zaprzątały moją głowę. Wspiąłem
się ostrożnie na szczyt i oniemiałem z szoku. Teraz już wiem skąd się wziął
żar.
Stałem na
wzniesieniu, oglądając jak miasteczko, wieś, czy cokolwiek to było, płonie.
Wszystko zajęło się ogniem, od roślinności po rzeczy materialne, domy. Skupiłem
swoje zmysły poczynając od słuchu. Usłyszałem wybuchy żaru, poczułem ledwo
dobiegające do miejsca gdzie stałem wstrząsy, do moich nozdrzy doleciał zapach
palonych ciał, świeżej krwi… Wzdrygnąłem się z obrzydzeniem. Stałem tam i
patrzyłem jak wszystko zaczyna znikać pod kolejną falą ognia. Co tu się działo? Gdzie ja do chol… - Do
moich uszu dobiegło czyjeś syczenie. Rozejrzałem się spanikowany i dosłownie
parę stóp za mną ujrzałem unoszące się (bez żadnego ciała) gałki oczne, jarzące
się czerwienią. Chwilę później zmaterializowała się pozostałość tego… czegoś.
Nie wiem jak to
opisać. Widzieliście kiedyś yeti? To było coś a’la yeti z tym, że dwa, a może
nawet trzy razy większe, bardziej umięśnione, futro gęste, przechodzące z
ciemnego brązu na czerń, jak już wspomniałem oczy jarzące się czerwienią,
długie kły jak u wampira, z tym, że na dolnej szczęce. Dyszał ciężko jakby
przed chwilą stoczył jakąś większą bitwę. Charcząc, warcząc i plując jakąś
czarną mazią, ruszył w moim kierunku. Instynkt podpowiadał mi bym uciekał, ale
dokąd? Nie wiedziałem gdzie byłem, jak stąd się wydostać, a co dopiero uciec.
Zamiast tego cofałem się, aż poczułem, że jeszcze jeden krok, a spadnę z
pagórka. Przełknąłem powoli gulę w gardle i spojrzałem spanikowany na monstrum.
Zatrzymał się jakieś sześć, siedem kroków ode mnie. Oczy przestały jarzyć się czerwienią.
Można rzecz nawet, że gdzieś zaczęła zanikać aura potwora. Przypatrywałem się
jak to coś zaczyna kształtem i prawie
wyglądem przeinaczać się w coś na wzór człowieka. Gdy ostatnia ,,przemiana’’
dobiegła końca, nie mogłem wydusić z siebie słowa. Przecież on wyglądał
dosłownie jak…!
- Suho, słyszysz mnie?!
Zamrugałem
kilkakrotnie powiekami, wracając do żywych. Byłem znów w swoim azylu z Krisem
siedzącym na moich udach. Odetchnąłem z wyraźną ulgą, ale nie mogłem wybić
sobie z głowy tego, co przed chwilą widziałem. Nie chciałem się chłopakowi nic
o tym wspominać. Jeszcze wziąłby mnie za jakieś świra.
- Coś się tak zamyślił? Mówiłem do ciebie chyba z
dziesięć razy, aż musiałem krzyknąć. – Zaśmiał się cicho, ale widząc moją
mimikę, zrzedła mu mina. – Co jest?
- Nic… Po prostu masz interesujący kolor oczu. –
Zdając sobie sprawę z tego co powiedziałem, zamknąłem oczy, by w myślach
naubliżać sobie.
- Mhm… Podobają ci się moje oczka? Nieprawdaż, że
są cudowne? – Położył sobie ręce na policzkach, parokrotnie mrugając.
- Nie popadnij tylko w samouwielbienie. – Jęknąłem
cicho, czując jak pośladki Wu Fana wbijają się boleśnie w moje uda. – Czy
mógłbyś zejść? Nogi mnie już bolą.
- Pewnie, ale przed tym zrobię to.
Nie mam pojęcia skąd
to wiedziałem, ale zasłoniłem usta Krisa własną dłonią, po czym drugą
przywaliłem mu w nos, tak że spadł z łóżka.
- Masz za swoje. – Otrzepałem ręce i spojrzałem na
chłopaka. No świetnie. Rozwaliłem mu nos…
zaraz dostaniesz kopa w dupę za nie wyjaśnianie niczego i pisanie takich tajemnic, że już sama nie wiem gdzie jest góra, a gdzie dół ;-;
OdpowiedzUsuńJa się tylko spytam, co tu się do jasnej ciasnej dzieje? Z każdym nowym rozdziałem, coraz więcej tajemnic, a jeszcze trochę i zacznę sobie włosy rwać z głowy, bo nie mam zielonego pojęcia o co Krisowi chodzi.
OdpowiedzUsuńAigoo, o co tu chodzi? Ja już serio nie mam pojęcia, co się dzieje, dlaczego, po co, w jakim celu Kris siada Suho na udach...no racja, zaciekawiona to jestem na maksa, ale te mnożące się tajemnice, to ja już zaczynam poważnie wątpić, czy cokolwiek rozumiem ;; mam szczerą nadzieję, że jeśli jeszcze nie teraz, to niedługo zaczniesz wyjaśniać łosochodzi xd
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że tylko nie ja zacznę komentarza od ''co tu się się dzieje/o co tu chodzi/cośwtymstylu'' tylko od krzyku moich biednych feelsów... Suho, czemu uderzyłeś Krisa?! (´;Д;`) On chciał tylko (tak podejrzewam, nie waż się niszczyć moich krishowych marzeń) buzi. (´・_・`)
OdpowiedzUsuńSo... robi się coraz ciekawiej. Ta szkoła, teraz dzikie zaloty Krisa~ Cały czas mam cichutką nadzieję, że to nie skończy się wcale tak wcześnie, ale nie będę już się powtarzać.
Weny, Arbuz-ssi!
Zostałaś nominowana do Liebster Award. Więcej informacji na http://koreangirlsandboys.blogspot.com/2014/01/liebster-award.html
OdpowiedzUsuńChen prawda? To Chen.
OdpowiedzUsuń